Zanim przeczytałam Jedno po drugim, dużo słyszałam o Ruth Ware. Wydaje się, że każda kolejna książka tej brytyjskiej pisarki wywołuje niemałe poruszenie wśród czytelników i przez jakiś czas od kolejnej premiery pisze i mówi się o niej bardzo dużo. Tym bardziej byłam ciekawa, co Ware ma do zaoferowania. Niestety, w przypadku najnowszej historii jej autorstwa, zachwytów nie było.
Ośmioro młodych ludzi, pracujących w modnym londyńskim start-upie, przyjeżdża do górskiego pensjonatu w Alpach Francuskich, by spędzić razem kilka dni. Na miejscu okazuje się, że grupa nie jest jednolita, zawiera pewne kliki i układy i że tak naprawdę każdy z uczestników wyjazdu gra do własnej bramki. Gdy pewnego dnia z gór schodzi bardzo niebezpieczna lawina, a wszyscy zostają nagle uwięzieni w wynajmowanym domku, już i tak nerwowa atmosfera tylko się zagęszcza
Historię poznajemy z dwóch perspektyw – całość opowiadana jest przez Liz, jedną z gościń domku oraz Erin, gospodynię. Każdy z rozdziałów ma, naprzemiennie, inną narratorkę. O ile wpływa to na szybkość czytania (poza tym rozdziały są dość krótkie), to na tym w zasadzie zalety takiego zabiegu się kończą. Choć fabułę opowiadają dwie różne osoby, sposób i styl wypowiedzi jest dokładnie taki sam, gdyby nie opis każdego z rozdziałów, niekiedy można by nie wyczuć, która z bohaterek jest „autorką” danej treści.
Brak zróżnicowania objawia się również w charakterach i zachowaniu pozostałych bohaterów. Poza tym, że mają dziwne imiona i nazwiska (Topher St. Clair-Bridges, Tiger-Blue Esposito itd.) mają bardzo mało (lub wcale) indywidualnych cech charakteru. Z uwagi na to, że żadna z postaci nie ma specyficznych cech, można się niekiedy pogubić, kim jest dana osoba i jaką ma rolę w firmie, bo wszyscy są tak do siebie podobni.
O ile jednak te niedociągnięcia można by autorce wybaczyć, bo nie każdy czytelnik, sięgając po thriller z tajemnicą w tle, oczekuje pogłębionej analizy psychologicznej bohaterów, o tyle już jawnego korzystania z zabiegów i motywów znanych z powieści Agathy Christie, nie. Ruth Ware ewidentnie inspirowała się powieścią I nie było już nikogo – niewielka grupa osób, zamknięta razem w jednym miejscu, nie mogąca się wyrwać z konkretnej sytuacji, narastające napięcie, tajemnica. Oczywiście nie ma nic złego w korzystaniu z wątków znanych z klasyki literatury. Tyle, że te motywy nie zostały przez pisarkę umiejętnie wykorzystane. Klaustrofobiczna sytuacja, w której znaleźli się główni bohaterowie, w ogóle nie jest opisana. Oni sami są nijacy. A tajemnicę, kto zabił, można tak naprawdę rozwikłać już w pierwszej połowie książki.
Jedno po drugim to dość słabe czytadło, które rozczarowuje. Przy takiej ilości thrillerów, jakie co miesiąc pojawiają się na rynku, warto chyba sięgnąć po coś innego.