Wiedział także, że odchodząc stąd, nie pozostawiamy po sobie cienia, który by stojąc nad własnym zewłokiem, łzami go oblewał.1
Wielu znakomitych pisarzy czerpało z jego twórczości (wymienić można chociażby Borgesa, Faulknera, Gide czy Jerzego Andrzejewskiego), a jednak pozostał on, przynajmniej na polskim rynku literackim, w ukryciu. Symbolista, prekursor surrealizmu, awangardzista, morfinista, który brylował wśród bohemy francuskiej. To jemu dedykowany został Ubu król Alfreda Jarry’ego. Więc skąd taka ignorancja polskiego rynku wydawniczego? Zrehabilitował się jednak niedawno Państwowy Instytut Wydawniczy i dostarczył czytelnikom aż 4 utwory Schwoba zebrane w jednym tomie, w pierwotnych tłumaczeniach, pochodzących częściowo jeszcze z epoki Młodej Polski.
Żywoty urojone, Krucjata dziecięca, Księga Monelli i Mimy – jak różne są to utwory, które łączy dekadencki język Schwoba, dewiacja i makabra, czarny humor i ironia, a nad wszystkim pobrzmiewa nieuchronność śmierci. Jego bohaterowie to wyrzutki społeczne, żyjące na pograniczu jawy i snu, w rynsztoku własnej egzystencji. Jest Monella, reprezentująca wszystkie uliczne dziewczęta, które z nocnego tłumu wychodzą, aby czynić dobro. Pomagając Dostojewskiemu, Bonaparte czy samemu Schwobowi stają się na chwilę boskie, żeby później znowu osunąć się w ciemność, śmierdzącą alkoholem, zepsuciem i nierządem.
W tytułowych Żywotach urojonych mamy fikcyjne życiorysy przedziwnych postaci, jak np. Pocahontas, Herostrata, Lukrecjusza, czarownicy Septymy czy czarnoksiężnika Sufraha, znanego z opowieści o Aladynie. Ich żywoty tak marne, że zasłużyły raptem na kilka stron zapisu, nie zasłużyły jednak na nagrobek ani na cmentarzu ani gdzieś pod płotem. Każda biografia spisana przez Schwoba kończy się, jak przystało na koniec historii każdego człowieka, śmiercią. Marne jest także życie dzieci, które jako zdziczała i obłąkana masa uczestniczą w krucjacie do Jeruzalem. Z uplecionymi z liści i kwiatów krzyżami brną przed siebie niczym nieustraszone wojsko. Niektóre ślepe, inne głuche, idą prosto w morze, za którym mają dojrzeć upragnioną ziemię świętą. To właśnie Krucjata dziecięca zainspirowała Jerzego Andrzejewskiego do napisania Bram raju, co tylko dowodzi geniuszu Marcela Schwoba i tego, jak bardzo obecny jest w twórczości wielu pisarzy.
Warto zanurzyć się w tę makabrę stworzoną przez Schwoba, przejść się ciemnymi zaułkami obleganymi przez śmietnik najgorszych, ale jakże barwnych dziwaków i porozkoszować się sztuką translatorską sprzed wieku, która może nastręczać trudu, jednak jakże pięknego i satysfakcjonującego.
1 Marcel Schwob „Żywoty urojone i inne prozy”, str. 41