Na tylnej okładce Źródeł znajduje się cytat z „Ouest-France”, gdzie pada określenie prozy Marie-Hélène Lafon nazwanej mistrzowską. Po lekturze tego tekstu trudno się nie zgodzić z tym epitetem.
Najnowsza powieść Lafon rozgrywa się na trzech platformach czasowych. Całość liczy sobie niewiele ponad sto stron, zdecydowaną większość zajmuje historia opowiedziana z perspektywy trzydziestoletniej kobiety, żony i matki trójki dzieci, która żyje w nieszczęśliwym, przemocowym związku. Zrezygnowana, osamotniona, zmęczona codzienną rutyną opowiada o tym, jak z każdym rokiem małżeństwa powoli traci siebie. On, czyli mąż, narratorka nie wypowiada jego imienia, terroryzuje nie tylko ją, ale i dzieci, które są już na tyle duże, by wiedzieć, że w pobliżu ojca należy zachowywać się inaczej, być ciszej, jeść szybciej. Strumień świadomości bohaterki tej części książki skupia się na ośmiu latach cierpień, w trakcie których powoli traci siebie, swoje ciało, niezależność i głos.
Druga część opowiedziana z perspektywy męża, znacznie krótsza, to zapis urażonej ambicji mężczyzny, który kocha swoją ziemię i, choć przyznaje, że znęcał się nad żoną, skupia się bardziej na dumie płynącej z tego, że dba o gospodarstwo, inwestuje w nie i że jest panem.
Trzecia część to króciutki zapis wrażeń i przemyśleń jednej z córek, już dorosłej, gdy odwiedza dom rodzinny.
Francuska pisarka wyśmienicie operuje słowem, potrafi budować zdania, które zawierają maksimum treści przy użyciu minimalnej ilości słów (tu należy też zwrócić uwagę na tłumaczenie Agaty Kozak). Doskonale też buduje kontrast, ponieważ z jednej strony mamy dramat, który rozgrywa się w domu, ale jest to dom, który jest częścią dużego, zadbanego, bogatego gospodarstwa. Małżeństwo stać na to, by zatrudnić dodatkowych ludzi do pracy, mają samochód, powodzi im się. Kobieta zresztą sama przyznaje, że mieszkają w pięknej okolicy, gdyż możemy przeczytać, że kraina jest tu zielona, trawa rośnie, wszystko jest tak młode, że zwłaszcza rano, a jeszcze bardziej w niedzielę, przyprawia ją to o zawrót głowy. Piękno tego, co na zewnątrz, nie współgra z tym, co dzieje się wewnątrz.
By dobrze zinterpretować ten tekst, do warstwy obyczajowej należy dodać społeczno-polityczną, ponieważ Lafon umiejscawia każdą z części powieści w konkretnym czasie. I tak wydarzenia opowiedziane z perspektywy żony dzieją się w pewien czerwcowy weekend 1967 roku, na rok przed majowymi strajkami, które wstrząsnęły całą Francją. Pewne oznaki buntu można było zauważyć już w 1967 roku – mając to na uwadze, interpretacja sytuacji, w której znalazła się kobieta i jej późniejszych decyzji, nabiera dodatkowych znaczeń. Opowieść męża to rok 1974, gdy na scenie politycznej Francji wiele się zmienia, nowy prezydent jest centrystą, ale mąż głównej bohaterki pozostaje niezmienny zarówno w swoich poglądach, jak i podejściu do swojego życia, decyzji i tego, jak traktował swoją żonę. Króciutki ostatni fragment to już lata współczesne i swoiste pożegnanie z tym, co było.
Mówi się, że Marie-Hélène Lafon, umieszczając w Źródłach wątki autobiograficzne zrobiła woltę i z żony, którą była w życiu, na kartach powieści jest dorosłą córką, na której kończy się ta historia.
To niesamowite, że tak niewielki objętościowo tekst można interpretować na tak wiele różnych sposób, bo przecież mój tekst nie wyczerpuje wszystkiego. Źródła to lektura, do której się wraca, odnajdując na każdym razem wątki, które przegapiło się wcześniej.