Szukałam książki, która opowie „lekką, łatwą i przyjemną” historię, która nie będzie przy okazji głupiutka. I dostałam dokładnie to, czego oczekiwałam. Gwiazdy zbłąkane w mroku od Colina Meloy’a to świetna rozrywka i sprawnie napisana, trzymająca w napięciu historia.
Mamy 1987 rok. Czwórka przyjaciół z małego oregońskiego miasteczka chce spędzić razem wakacje. Archie, Ollie, Chris i Athena planują coroczny biwak. Jednak ich plany ulegają zmianie, gdy okazuje się, że w ich rodzinnym Seaham zaczyna dziać się coś dziwnego. Dorośli zachowują się nagle zupełnie inaczej, a po miasteczku krążą trzej dziwni panowie w brązowych garniturach.
Meloy potrafi sprawnie operować zarówno tempem, jak i nastrojem swojej opowieści. Akcja, wypełniona scenami grozy, płynie wartko do przodu. Tu warto wspomnieć, że niektóre z tych strasznych scen są rzeczywiście mocno niepokojące, dlatego (choć Gwiazdy zbłąkane w mroku opowiadają o losach grupy trzynastolatków) może to nie być odpowiednia lektura dla „młodszej” młodzieży. Natomiast te fragmenty idealnie budują klimat całości, z drugiej strony nie pojawiając się non stop, przez co czytelnik nie poczuje przesytu czy zmęczenia. Z uwagi na to, że jest ich dokładnie tyle, ile powinno być, wywołują odpowiednie wrażenie – czytając książkę, zaczynamy się bać.
Warto zwrócić też uwagę na zakończenie. Oczywiście nie zdradzę szczegółów, natomiast chciałabym wspomnieć, że było to bardzo pozytywne zaskoczenie, bo Meloy wybrał nieszablonowe rozwiązanie.
Na pewno znajdą się tacy, którzy zauważą i, być może, zarzucą pisarzowi, że wzorował się zbyt mocno na fabule serialu Stranger Things. Rzeczywiście w książce można znaleźć dużo podobieństw do tego serialu – małe, amerykańskie miasteczko, czwórka przyjaciół, lata 80. ubiegłego wieku i tajemnicze wydarzenia, którym tylko grupa dzieciaków może zapobiec. Natomiast te analogie w ogóle nie przeszkadzają w odbiorze tekstu, bo całość się po prostu bardzo dobrze czyta.