Była sobie dziewczynka. Nastolatka. Niestety zaginęła w dość tajemniczych okolicznościach. Nikt nie wie, co się z nią stało, nikt nie potrafi tego wyjaśnić. Do tego wszystkiego doszło na wczasach, w ośrodku wypoczynkowym w małej mieścinie, gdzie na podmokłych lasach pojawiały się żmije. Bardzo dużo żmij. Ale już ich nie ma. Dokładnie tak, jak tej dziewczynki… W swojej najnowszej książce Wojciech Chmielarz zaprasza nas do tego miejsca, do Żmijowiska. Zachęceni? No to idziemy.
Chmielarz to polski pisarz, który szerokiej publiczności dał się poznać za sprawą cyklu książek o komisarzu Jakubie Mortce. Na swoim koncie ma jeszcze tzw. cykl gliwicki, w którym główną rolę odgrywa detektyw Dawid Wolski. Tym razem autor zaprezentował nam coś zupełnie innego. Odszedł delikatnie od konwencji kryminału z krwi i kości i zaserwował swoim czytelnikom thriller psychologiczny, o znaczącym i doniosłym tytule Żmijowisko. Książka na sklepowych półkach ukazała się dzięki wydawnictwu Marginesy.
W dużym skrócie: podczas pobytu w Żmijowisku ginie dziewczyna – Ada. Nie wiadomo co się z nią stało, zniknęła, ot tak po prostu. Rok później w to samo miejsce przyjeżdża jej ojciec. Chce jej dalej szukać. Niespodziewanie podczas swojej samozwańczej misji spotyka starą znajomą, która dobrze pamięta tamten feralny dzień. Pomaga mężczyźnie podjąć kolejne kroki w ponownym poszukiwaniu zaginionego już od roku dziecka.
Warto zacząć od tego, że Żmijowisko to przede wszystkim opowieść o miłości. Nie tylko tej rodzicielskiej, ale również o tej niespełnionej, wyidealizowanej, nieszczęśliwej, a przede wszystkim młodzieńczej. To historia o grupce ludzi, którzy pogubili się w życiu. A pogubili się tak bardzo, że konsekwencje swoich czynów muszą nieść na barkach przez wiele, wiele lat…
Trzy linie czasowe – wtedy, teraz i pomiędzy. Chmielarz rozegrał to bardzo logicznie. Nie przesadził w żadną stronę, dzięki czemu dał sobie pełną swobodę w działaniu. A to dobrze, bo dzięki temu jesteśmy w stanie nadążyć za fabułą, nic nam nie umyka, nie czujemy, że mamy lukę informacyjną (no oprócz jednej jedynej zagwozdki – co tak naprawdę stało się z Adą?). Wszystko toczy się swoim torem, powoli.
Autor cudownie oddaje naturę ludzkiej psychiki – nieujarzmionej, często zmiennej i niestabilnej – tak bardzo niepewnej. Dobór bohaterów zadziwia, jednak wydaje się w stu procentach uzasadniony. Mamy tutaj rodziców Ady – Arka i Kamilę, których jak się okazało nie połączyło specjalne uczucie, tylko klasyczna wpadka. Czarnoskóra Adaoma wyjęta jakby z żurnala, która musi na nowo określić siebie i swoją pozycje w tym całym show biznesie. Robert, jej chłopak, pan swojego życia, człowiek interesu. No i najważniejsze, jest i sama Ada, która musi, wbrew swojej woli, jechać na ten, jak już wspominałam, feralny wyjazd z rodzicami do tego przeklętego ośrodka wypoczynkowego.
Mnogość wątków i perspektyw nie przytłacza, narracja prowadzona jest płynnie i lekko. I chociaż niektórzy zarzucają Chmielarzowi, że przez ¾ książki absolutnie nic a nic się w fabule nie dzieje, to osobiście uważam inaczej. Warto potraktować to jako taką ciszę przed burzą. Mniej więcej około 350 strony zacznie się jazda bez trzymanki. Gwarantuje wam to. Nie będziecie mogli się oderwać.
Chmielarz jest mistrzem mocnych, dosadnych, zapadających w pamięć zakończeń. W każdej książce robi dokładnie to samo – wbija szpilę w najmniej oczekiwanym miejscu. Stawia czytelnika w miejscu mordercy. Chce, żebyśmy zrozumieli tok myślenia osoby, która była w stanie zabić. Jeszcze długo po lekturze ostatnich stron nie będziecie mogli dojść do siebie. Końcowe zdanie będzie brzęczeć wam w głowie jak natrętna mucha, a rozwiązanie zagadki pozostawi w zaskoczeniu i niedowierzaniu przez długi, długi czas...
Podsumowując, Żmijowisko nie bez przyczyny nazywane jest najlepszą książką w karierze pisarza. Powala, obezwładnia, pozostawia w osłupieniu. Jak to mówią: „spodziewaj się niespodziewanego”. I w Żmijowisku dokładnie tak jest.
Gratuluje Panie Wojciechu, kawał dobrej roboty.
Podpisano, oniemiała z wrażenia i spełniona po lekturze czytelniczka.