Kryminał, sensacja i thriller czyli wszystko wymieszane i poplątane. Proszę państwa, bierzemy na tapetę kolejny, bo już 17, tom z cyklu o Chyłce. Już na początku muszę przyznać, że dla mnie Remigiusz Mróz był zawsze numerem jeden, a dwójka jego bohaterów-prawników to sztos jakich mało. Niestety z czasem zaczęłam odchodzić od pisarstwa autora. Na pierwszy rzut poszedł Forst, potem Edling, a teraz taki sam los chyba spotka Joannę Chyłkę (zaznaczam, że chyba ponieważ zawsze można zmienić zdanie). Ale do rzeczy... Co tym razem według mnie poszło nie tak?
Do Chyłki i Oryńskiego zgłasza się znajomy ksiądz Kasjusz. Okazuje się, że najprawdopodobniej zamordował on mężczyznę, który przyszedł wymierzyć mu lincz za molestowanie syna. Więc mamy tu wszystko – morderstwo, pedofilię wśród księży, przekręty w Kościele, a na dodatek sprawa najwyższej wagi (ponieważ Mróz poświęca temu mnóstwo miejsca) wybór imienia dla potencjalnego dziecka prawników. Na deser autor zostawia nam jedynie niedokończone wątki, pozaczynane jakieś dziwne sugestie, za mało sądu i otoczki wokół sprawy, za dużo rozważań o sprawach mało istotnych. Prawnicy stają po stronie księdza, którego próbują wybronić z pedofilii, a to obecnie temat niezwykle kontrowersyjny. Nie wiem czy dobrze mi się o tym czytało. Odniosłam wrażenie, że książka została napisana dla marketingu, a w następnym tomie zostanie poruszony temat celebrytki udającej kogoś innego. Przecież to obecnie też taki chodliwy temat.
Chyłkę pokochałam za jej cięty język i świetne riposty. W tomie siedemnastym dialogi między bohaterami stają się poniekąd żenujące, np. ten z Joanną Opozdą. Tak, wszyscy wiedzą, że autor ją zna, ale po co takie odnośniki w książce? Dodatkowo wydaje mi się, że przez te wszystkie odniesienia do celebrytów i współczesnej kultury, książka nie jest ponadczasowa. Jeśli nie śledzisz wszystkich nowinek, nie znasz celebrytów, to nie zrozumiesz niektórych aluzji. Bardzo to słabe i irytujące. Chyłka straciła swój wigor i nad tym ubolewam, natomiast Kordian z fajnego, dobrego chłopaka, stał się wielką "maślaną bułą". Przez całą książkę jakoś tak irytowali mnie, jak nie oni. Nie pokazali swojego pazura prawniczego, nawet Kormak jakoś tak działał mniej niż zwykle.
Nie myślcie tylko, że jestem zupełnie na nie. Oczywiście nadal pozostaje we mnie duża doza sentymentu dla pisarstwa Remigiusza Mroza, jednak im więcej czytam, tym bardziej dostrzegam, że życie czytelnika jest za krótkie na czytanie gorszych książek. A bez wątpienia ten tom Chyłki do takich zaliczam. Wciąż zastanawiam czy to był kryminał i thriller. Wydaje mi się, że tym razem nie. Bardziej sensacja i obyczajówka, ponieważ nie wiem czy kolejne tomy nie skupią się już jedynie na życiu prywatnym Chyłki i Oryńskiego i ciągłemu przypominaniu, że to kobieta dominuje w tym związku, a facet się jedynie słucha.
Podsumowując, Zarzut jest książką z ogromny potencjałem, ale chyba powstałą jedynie dlatego, żeby zgadzała się liczba wydanych tytułów w roku. Jeśli faktycznie wena trwa przez cały rok to zazdroszczę. Jednak czasem może lepiej potrzymać fanów dłużej w niepewności i stworzyć coś, co powali nas wszystkich na kolana. A Mróz umie to jak nikt inny. Ja ze swojej strony nie czekam już na kolejny tom Chyłki, ale nie mówię, że go nie przeczytam. Jednak chciałabym odświeżenia historii z kręgu władzy.