Opuszczony budynek w sąsiedniej wsi, który w swoich starych murach kryje mrożące krew w żyłach historie. Rafał, chłopak głównej bohaterki Leny, popełnia w nim samobójstwo. W dniu, kiedy ona wyznaje mu miłość. Dwadzieścia lat później w jego ścianach odbiera sobie życie kolejna osoba – Kasia, dziewczyna syna Leny. Czy to zbieg okoliczności? Czy dom przyciąga swoim mrokiem samobójców? A może do śmierci Rafała i Kasi ktoś się przyczynił?
Żar jest debiutem Weroniki Mathii w świecie literatury kryminalnej i to bardzo udanym, zarówno pod względem fabularnym, jak i językowym. Historia wciąga od pierwszych stron i trzyma w napięciu aż do końca. To jedna z tych książek, które ciężko odłożyć, choć na chwilę. Nawet krótka przerwa na zaparzenie herbaty, wydaje się zbyt długą.
Nie jest to jednak typowy kryminał, bardzo rozbudowana jest tu warstwa obyczajowa i psychologiczna. Weronika Mathia porusza temat depresji, traumy, a także macierzyństwa, które nie przypomina instagramowych zdjęć pastelowych baloników i lukrowanych tortów. Zagłębiamy się w skomplikowane relacje międzyludzkie, wypełnione tajemnicami i mrokiem, skrywającym się tuż za ścianą. Bohaterom książki daleko jest do ideałów, ale to właśnie przez ich wady i problemy, z którymi się na co dzień zmagają, stają się postaciami z krwi i kości.
Na uwagę zasługuje na pewno plastyczność powieści i szczegółowe, utkane z metafor opisy. Tutaj wszystko się czuje. Czujemy, jak lejący się z nieba tytułowy żar, pali nam skórę. Jak rozlewa się po dachach niczym pomarańczowa lawa. Czekamy na lekki podmuch wiatru, wiedząc, że może on doprowadzić do wybuchu. A w tym żarze tlą się tajemnice bohaterów, które odkrywamy krok po kroku, z ciarkami na ciele.