Rozwój, sukces, dążenie do celu. Brrr, ta książka jest tak zimna!
Fragmenty typu: "możesz z życia czerpać pełnymi garściami, wystarczy, że zacznisz dobrze się traktować i dostrzegać swoje zalety" i "pozytywne myślenie to podstawa" skutecznie zniechęciły mnie do poradnika Zaakceptuj siebie Silvii Congost. Oczywiście autorka trochę bardziej zagłębia się w temat i przekonuje, że bez działania nic nie osiągniemy, ale odwoływanie się do Sekretu nakreśla sposób przedstawienia zagadnień.
A działanie, o którym pisze, związane jest z przełamywaniem siebie, parciem do przodu, wyznaczaniem celów i upartym dążeniem do ich realizacji. Taki twardy coaching: cel, działanie, sukces. Ja takiego nie uprawiam. I żeby było jasne, cele i zaangażowanie są nam potrzebne, ale ja widzę to jako płynniejszy proces, bez zrzucania na barki klienta tak wielkiej odpowiedzialności. Możesz wszystko – jeśli coś nie wychodzi, za mało się starasz. Gdzie tu ukochanie siebie, o którym niby autorka pisze? Zastanawiam się, czy może to też kwestia tłumaczenia, że język tej książki pozostał tak chłodny i nieosobisty. Korekta też powinna przysiąść jeszcze raz, rzadko trafiam na błędy, jakie się tu trafiły.
Ale żeby i łyżkę miodu dodać, znalazłam tu fajne ćwiczenie, które po modyfikacji włączę do swojego narzędziownika pisania rozwojowego i terapeutycznego. Oprócz tego niczego nowego nie dowiedziałam się z tej książki, ale być może dla osób dopiero zaczynających swoją drogę rozwoju osobistego jakieś treści okażą się ciekawe.