Wojna z grubymi książkami
Ile stron potrzebuje pisarz, by w pełni przekazać swoją myśl? Éric Vuillard przyjął chyba zasadę, że im książka krótsza, tym lepiej. Już Porządek dnia nie grzeszył pokaźną objętością, natomiast Wojna biedaków to prawdziwy ewenement: autor na mniej niż 100 stronach spróbował opowiedzieć historię chłopskiego powstania, wznieconego przez Tomasza Müntzera – teologa i prekursora komunizmu.
Im mniej, tym więcej
Zaskakujące, jak autorowi udało się pomieścić tak wiele wątków w tak skromnej książeczce. O czym właściwie jest Wojna biedaków? Oczywiście o nierównościach. O rewolucji? Też, ale opowiedzianej inaczej niż zazwyczaj – zamiast chłodnego opisu, pojawia się delikatna sugestia co do realnej zmiany: ta nigdy nie zostanie osiągnięta w ramach kompromisu, bo prędzej czy później bogaci i tak oszukają biednych.
A może motywem przewodnim Wojny biedaków jest fanatyzm? Na pewno jest to ważny temat: Vuillard portretuje Müntzera jako nieugiętego fanatyka. Autor zdaje się nie pałać specjalną sympatią do swojego bohatera, traktując go raczej jako przydatne narzędzie rewolucji, dzięki któremu możliwa jest zmiana.
Z Bogiem i bez
Taką zmianą była m.in. reformacja, której Müntzer był jednym z najważniejszych przedstawicieli. Vuillard, pokrótce opisując niektóre założenia reformacji, jednocześnie jakby przekonywał samego czytelnika: zobacz, możesz rozmawiać z Bogiem bez pośredników. Te sugestie idą nawet o krok dalej, bo przecież walczący o wolność chłopi tak naprawdę nie potrzebowali pozwolenia od Boga – wyzwolenie było tylko i wyłącznie w ich rękach.
Nie da się ukryć, że Vuillard prezentuje nam bardzo uproszczoną wizję historii. Można zadać sobie pytanie: czy to na pewno esej historyczny? A może mamy jednak do czynienia z zabawą historią, gdzie morał jest ważniejszy niż wierność szczegółom? Autor tym samym tworzy bajkę dla dorosłych – której przesłanie do jednych trafi, a do innych nie.
Nie oceniaj książki po objętości?
Jestem fanem pisania krótko i na temat. Mimo to mam mieszane uczucia co do wielkości Wojny biedaków. Z jednej strony mam wrażenie, że Vuillard napisał wszystko, co miał w tym temacie do przekazania – ale z drugiej, nie mogę mieć pretensji do czytelnika, który nie zamierza wydawać prawie 40 zł na książkę, którą przeczyta w godzinę. Książek nie powinno się oceniać po ilości tekstu? Toteż nie robię tego, a jedynie nie dziwię się tym, którzy tym razem powiedzą pas.
Wojna biedaków to ciekawa, niejednoznaczna pozycja. Kontrowersyjna w formie i treści, książka Vuillarda jest szalenie trudna do oceny. Na pewno jednak w czasie wielkich niepokojów społecznych jest to lektura niezwykle aktualna.