Wszystko zaczyna się na lotnisku Ben Guriona, wrotach do Ziemi Obiecanej, głównej bramie do państwa, które wygląda jak przecinek i można je łatwo przeoczyć, jeżeli nie powiększy się mapy lupą. Na wskroś europejskie, liberalne, sąsiadujące ze wszystkich stron z krajami arabskimi i będące w niekończącym się konflikcie. Poza tym to jedyne państwo demokratyczne, które nie posiada uchwalonej konstytucji, ponieważ sprzeciwiają się temu ortodoksyjni Żydzi. Izrael można porównać do pity, do której można wrzucić przeróżne dodatki, w zależności od apetytu. I niby tylko przecinek na mapie geograficznej świata, ale bulgocze tak głośno i tak silnie, że rozrywa ją na wskroś i spowija dymem.
I o tym wszystkim i nie tylko jest gadany przewodnik „Właśnie Izrael”. Nazwany gadanym, bo ma formę trochę wywiadu opatrzonego kolorowymi fotografiami, trochę dyskusji, pogawędki o Izraelu współczesnym, o mediach, społeczeństwie, terrorze, ale też odnosi się do historii, polityki, jest wiele pomocnych adnotacji do osób, które miały wpływ na kształtowanie się kraju. To taki trochę przewodnik po podstawowych obyczajach i wydarzeniach i byłoby to w porządku, gdyby nie pojawiająca się w pewnym momencie chwila zawahania i refleksji, obrony przed tym, co na początku lektury odbywa się podprogowo, a na końcu już dość ostentacyjnie. I oczywiście – książka ma formę wywiadu, pogadanki, więc jest też wyrażeniem i zapisem konkretnych opinii, ale przybranie formy anty-arabskiej jest czymś, na co ja się jako czytelniczka nie godzę, zwłaszcza jeśli książka chce aspirować do miana „przewodnika”, który z natury powinien być obiektywny. Jest to ciekawa pozycja, ale powinna być albo przedsmakiem do dalszego zgłębiania wiadomości czy reportaży o Izraelu lub dopełnieniem własnych opinii lub obiektywnych lektur.