Przyznam szczerze, że to moje pierwsze spotkanie z Isabel Allende. Zaciekawiła mnie zapowiedź książki, która głosiła, że jest to książka przede wszystkim o sile, pasji i namiętnościach kobiety. Dziś, po lekturze, zgadzam się z tymi słowami i uważam, że na tym pierwszym spotkaniu z autorką się nie skończy.
Violeta to list, albo inaczej, spowiedź tytułowej bohaterki, który kierowany jest do wnuka – księdza, misjonarza. Kobieta urodziła się w 1920 roku w Chile i przeżywszy 100 lat pokazuje siebie jako wciąż zmieniającą się osobę. Violeta przeżywa mnóstwo różnych zawirowań, kocha kilku mężczyzn, traci majątek w czasie kryzysu, później wraz z bratem stara się go odbudować, staje przeciwko unieważnieniu małżeństwa, styka się z feminizmem, homoseksualizmem, a także przeżywa wzloty i upadki jako matka i babka. Nic w jej życiu nie jest proste, a każdy wybór podyktowany sercem. Kobieta doświadcza wiele, ponieważ żyje w bardzo ciekawym okresie. Zwraca uwagę na Chile – swój kraj, który również przeżywa niełatwy czas. Przedstawiony został przez autorkę niezwykle barwnie, ale też intrygująco. Violeta z encyklopedyczną dokładnością odnotowuje wszelkie zmiany ustrojowe, ale również społeczne i wpisuje się w sam ich środek. Śmiało mogę porównać bohaterkę z jej ojczyzną, są barwne, szalone, a także targane wichrami namiętności, a w przypadku Chile wichrami zmian.
Violeta zajęła w moim sercu czytelniczym miejsce szczególne. Po pierwsze dlatego, że bohaterką jest kobieta z krwi i kości. Niby urodzona w zamożnej rodzinie więc wydawałoby się, że niczego jej w życiu nie zabraknie. Jednak kiedy przychodzi jej się zmierzyć ze światem i jego zmianami, nie poddaje się, stawia siebie na piedestale. Bowiem tylko wtedy kiedy jest szczęśliwa, wszystko jest na swoim miejscu. Wbrew pozorom podobała mi się relacja matki z córką, kiedy ta jest już dorosłą kobietą. Violeta nigdy nie wyrzuca złości w stronę wyborów córki, próbuje wspierać ją na każdym kroku, być blisko, ale nie bawi się w krytykanctwo. Z drugiej strony patrzę na tę powieść jako swoisty album rodzinny bohaterki. Spuściznę, którą pozostawia wnukowi w formie wspomnień. Jestem ogromnie sentymentalną osobą, dlatego uwielbiam czytać takie książki albumy.
Jestem pod wrażeniem pióra Isabel Allendy i z pewnością nadrobię jej książki. Mam nadzieję, że wszystkie spodobają mi się w taki sam sposób jak Violeta. Muszę przyznać, że wydanie zaproponowane przez Marginesy ma także swój niepowtarzalny urok i wdzięk. Zadumana kobieta na okładce wśród róż sprawia, że książka zyskuje rys tajemniczości i zachęca do sięgnięcia w jej głąb. Chylę czoła, jestem zauroczona i polecam serdecznie.