Lekturę Upiora południa zacząłem w okresie okropnych upałów, jakie nie tak dawno nawiedziły Polskę. Cóż, lepszego klimatu do sięgnięcia po zbiór Mai Lidii Kossakowskiej nie sposób sobie wyobrazić – tak się bowiem składa, że to właśnie spiekota i żar są elementami spinającymi wszystkie cztery opowiadania umieszczone w książce.
Reporter wojenny na skraju szaleństwa; rewolwerowiec poszukujący zemsty na byłych zleceniodawcach; uratowany z niewoli żołnierz, zmuszony do wyruszenia w podróż do fantastycznego świata rodem z Alicji w krainie czarów; cierpiący na amnezję mężczyzna, wysłany do sanatorium dla obłąkanych na obowiązkowe leczenie – to właśni oni są bohaterami zbioru. Każdy z nich zmaga się z mroczną przeszłością, walcząc nie tylko o przeżycie, ale także zachowanie duszy i resztek człowieczeństwa. Tylko czy ich starania i nadzieje nie są z góry skazane na porażkę?
Choć Kossakowska nie należy do moich ulubionych pisarek, jednego jej nie mogę odmówić: niezwykłej umiejętności budowania klimatu. Autorka ma taką wyobraźnię i wprawę w posługiwaniu się słowem pisanym, że nawet dość banalną opowieść jest w stanie opakować tak, by czytelnik przyjął ją bez mrugnięcia okiem. Do tego dochodzi niezwykle lekkie pióro artystki, dzięki któremu ponad 700 stron czyta się błyskawicznie.
Kolejny duży plus Upiora południa to spora różnorodność prezentowanych historii. Żadnego odcinania kuponów i pisania na jedno kopyto; co opowieść zmienia się nie tylko gatunek, sceneria i czas, ale nawet styl. I tak Kossakowska przeskakuje od pierwszoosobowych zwierzeń opętanego przez afrykańskiego bożka dziennikarza, kończąc na horrorze o tajemniczym, zasnutym mgłą leśnym kurorcie. Rozpoczynając każdą z tych opowieści naprawdę nie wiesz, czego się spodziewać.
O największej wadzie zbioru już po części wspomniałem: na Upiora południa składają się solidne i bardzo przyzwoite teksty… ale tylko tyle. Nie ma tu niczego naprawdę powalającego i wstrząsającego. Czerń aż się prosiła o rozwinięcie pewnych wątków i znacznie lepsze, dokładniejsze opisanie pracy reportera wojennego, a Pamięć umarłych to po prostu klasyczna opowieść o pragnieniu zemsty silniejszym niż śmierć. Burzowe kocię jest nieco rozwleczone, natomiast Czas mgieł razi banalną puentą. Każdy utwór ma więc w sobie skazę, która nie pozwala mu się wybić.
Co ciekawe, kilka lat temu Fabryka Słów wypuściła Upiora południa jako cztery osobne mikropowieści. Na szczęście ktoś w wydawnictwie poszedł po rozum do głowy i teraz czytelnik ma możliwość zapoznania się z cyklem, kupując jeden, za to wyjątkowo gruby tom – w sam raz na dwutygodniowy urlop. Żeby jeszcze tylko upały wróciły…