To już siódma ofiara tajemniczego Vindexa (z łaciny oznacza to Mściciela). Mężczyzna zabija kapłanów w ramach zemsty za cierpienia siostry, których doznała z ręki jednego z nich. Wysoko postawionym zależy na cichym załatwieniu sprawy, w tym celu zatrudniają prawdziwego speca od tego typu zajęć.
W małym, otoczonym bagnami i borem, opustoszałym pensjonacie Strzygoń już od siedmiu miesięcy przebywa pewien pisarz, chcący ukończyć swą książkę. Praca idzie mu "jak krew z nosa". Oprócz niego jest tu para letników z Krakowa. Niespodziewanie bez śladu podczas rowerowej wycieczki znika pensjonariuszka. Według słów gosposi, jak nie wróci na noc, to ze strzygoniem poszła.
Fabuła została mocno osadzona w obecnej sytuacji społeczno-politycznej naszego kraju. Muszę przyznać, że motyw mordowania sług Bożych, czy machloje na najwyższych szczeblach władzy, nie należy do moich ulubionych. Na szczęście nie są to wątki dominujące, za to prędko pojawiają się te, których wyczekiwałam najmocniej — słowiańskie klimaty, mroczne i niesamowite. Strzygoń to męska wersja strzygi. Chłopski wampir. Lubi kiełbasę, wódkę i dziewuchy, a od czasu do czasu wypija krew. Moja ciekawość została rozpalona: czy grasują tu jakieś siły nadprzyrodzone, czy za całe zło, jak zwykle odpowiada jeden potwór zwany człowiekiem? Jedno jest pewne, dzieją się tu dziwne rzeczy, postępowanie bohaterów jest bardziej niż podejrzane, a momentami nawet irracjonalne. Ktoś nimi sprytnie manipuluje, czy może do końca nie są sobą.
Strzygoń Artura Żurka to sprawnie i lekko napisany kryminał, w którym klimat oraz miejsce akcji odgrywają znaczącą rolę. Każdy pilnie strzeże własnych tajemnic, a więzy krwi stoją ponad prawem.