Osobiście uważam, że fantastyka jest najtrudniejszym gatunkiem do napisania, ponieważ oferuje autorom najwięcej możliwości, pod warunkiem jedynie, że będzie istnieć logika i zasady rządzące wykreowanym światem. Czasami wiele autorów, chcąc sobie ułatwić stworzenie powieści fantasy, bazuje na istniejących już mitach, legendach i podaniach, podrasowując je pod swoją opowieść lub spisując na nowo. W przypadku Srebra w kościach Alexandra Bracken sięgnęła po legendy arturiańskie.
Tamsin Lark nie planowała zostać Zgłębiającą – osobą włamującą się do starożytnych krypt, poszukującą cennych reliktów na zlecenie chciwych czarodziejek. Kiedy w dzieciństwie ona i jej brat zostali przygarnięci przez Nasha, Poszukiwacza, we trójkę podróżowali po świecie, mimo że Tamsin jest zwykłą śmiertelniczką bez magicznych zdolności. Gdy po jednej misji Nash nieoczekiwanie ich porzuca, rodzeństwo jest zdane na siebie, a Tamsin bierze sobie za cel złamanie klątwy Cabella. Lata później przyjmuje zlecenie od czarodziejki, która żąda znalezienia magicznego artefaktu, zdolnego do odmienienia losu Cabella. Tamsin podejmuje się nie tylko tego wyzwania, ale również współpracy z Emrysem Dyem, jej rywalem z gildii, bogatym i pochodzącym z wysokiego rodu Poszukiwaczy chłopakiem.
Miałam problem z tą powieścią od samego początku. Autorka wrzuca nas do swojego świata bez żadnej prawie ekspozycji, wielu rzeczy musiałam się domyślać, jak działają – chociażby Wspólna Wizja. Z czasem, gdy akcja się rozwija, jest lepiej, a rzeczywiście Srebro w kościach wciąga mniej więcej po połowie. Nie byłam pewna, czy zostanę zachęcona do sięgnięcia po kontynuację – tak, to pierwszy tom serii – ale o dziwo, ostatnie rozdziały to sprawiły i kto wie, może skuszę się na poznanie dalszych losów Tamsin, Cabella, Emrysa i kapłanek z Avalonu.
Avalon, król Artur, Merlin oraz Morgana to główna inspiracja autorki. Jeśli ktoś jest fanem legend arturiańskich i zna się na nich, Srebro w kościach będzie idealne dla niego. Ja byłam totalnym laikiem, jeśli chodzi o te historie i nie wyniosłam po przeczytaniu chęci, by samodzielnie się nimi zainteresować. To nie oznacza, że ten motyw mnie nudził, był w końcu spoiwem całej powieści, ale nie odmienił mi on mojego życia. Zdecydowanie bardziej podobała mi się wcześniejsza historia autorki, Lore, gdzie prym wiodła mitologia grecka.
Jestem zatem trochę rozczarowana, ale też trochę zadowolona ze Srebra z kości, ponieważ ostatnie wydarzenia sporo nadrobiły z początku książki. Też plus za to, że bardzo momentami czułam klimat Wiedźmina, zwłaszcza podczas starcia z upiorzycą. Autorka potrafi zbudować napięcie w momentach grozy, a nie każdy to potrafi. Przede wszystkim jednak, Srebro w kościach to opowieść o dramacie rodzinnym, miłości rodzeństwa, zdradzie, lojalności i honorze. I to bardzo wybrzmiewa, jak się patrzy na całokształt.
Sami przekonajcie się, czy Srebro w kościach trafi w wasze gusta.