Moją przygodę z prozą Stephena Kinga zacząłem nieszczęśliwie – Komórkę do dziś uważam za jedną z gorszych pozycji, jaką dane mi było przeczytać, chociaż pozostało po niej jedynie mgliste wspomnienie. Od tego czasu dużo wody w Wiśle upłynęło i na ulicy z chęcią uchyliłbym rąbka kapelusza panu Kingowi, bo jednak wielkim pisarzem jest. Czy podobnym talentem wykazuje się jego syn Owen? Czytając ich wspólne Śpiące Królewny trudno jednoznacznie stwierdzić, które fragmenty były stworzone przez którego z autorów. To już o czymś świadczy, ale czy to wystarcza by nie uśpić czytelnika?
Na całym świecie kobiety przestają się budzić, a ich ciała owijają tajemnicze kokony. W przeciągu kilkunastu godzin nasza cywilizacja traci połowę ludzkości, nagle osamotnieni mężczyźni stają przed sparaliżowaną rzeczywistością z wieloma pytaniami i wątpliwościami. W małej amerykańskiej mieścinie ktoś dokonuje morderstwa, a odpowiedzi lądują za murami więzienia. Czy więzienie zamknęło je by chronić czy by je skraść?
Typowo dla Kinga seniora, akcja umieszczona jest w niewielkim mieście, powoli zaznajamiani jesteśmy z jego mieszkańcami, przeskakując z osoby na osobę. Osób tych jest sporo, co niektórym może przeszkadzać, gdyż autorzy mnożą je nieustraszenie i ciężko spamiętać ich imiona i funkcje. Na całe szczęście są one na tyle zróżnicowane, że nawet trzecioplanowe role bywają zajmujące, nawet jeśli zamiast imienia będziemy określać konkretnego bohatera sprzedawcą ubezpieczeń. To, co jest szczególnie budujące, to niezwykła głębia kryjąca się za każdą z nich. Ich historie wyjaśniają ich motywacje, pisarze wystrzegają się czarno-białych figur, często tłumacząc złe uczynki dobrymi pobudkami. Frank jest dobrym człowiekiem, nie umie jednak kontrolować gniewu, doktor Norcross ten gniew kontroluje, na tyle, że zamyka się w swoim własnym, mentalnym kokonie. Jest także sporo silnych postaci kobiecych, które sprawują zresztą bardzo ważne funkcje w społeczności, a ich brak okazuje się czymś w rodzaju ciosu w brzuch.
Autorzy tajemnice wyjawiają nieśpiesznie, dawkują je stopniowo, czasem grając nam na nosie, ale nigdy nie zwlekając z wyjawieniem prawdy na tyle długo, by stało się to irytujące. Na szczęście sekretów jest sporo, więc gdy dowiadujemy się jednej rzeczy, pojawia się zaraz następna, która może nas zaciekawić i pobudzić do dalszego przewracania stron. Kwestia pochodzenia kokonów jest dyskusyjna, mgliście nakreślona może nieco razić. Podobnie rzecz się ma z ostateczną konfrontacją, do której doprowadzono w efekcie bardzo lekkomyślnych podwalin. Mimo wszystko baśniowa nuta nadaje fabule świeżego rysu, który odróżnia ją od podobnych apokaliptycznych wizji.
Innym elementem wyróżniającym Śpiące królewny jest kwestia kobiet. W treści występuje dość dużo feministycznych postulatów, często argumentowanych w najbardziej banalny sposób, co ma na celu wsparcie ideowe fabuły. Przemyślenia o mężczyznach krzywdzących kobiety, równocześnie zbywające wyjątki dobrych mężów, wywołują niestety co najwyżej uniesienie brwi niż głębszą refleksję. Wielka to szkoda, ponieważ ten temat można by potraktować głębiej, nie ograniczając się do banałów i zaprzeczania sobie w jednym zdaniu. Na obronę tej warstwy książki warto jednak nadmienić, że każda postać podchodzi do tematu inaczej i poza wspomnianymi wcześniej znajdują się tu trafne uwagi na temat płci czy też rasy.
Należy odnotować, że recenzowana powieść to nie horror, a raczej obyczajówka z elementami fantastycznymi oraz katastroficznymi. Pióro autorów jest niezwykle sprawne, warsztat twórcy Pamiętnika rzemieślnika pozostaje bez zarzutu, mimo wszystko stron jest zbyt wiele i można by śmiało książkę odchudzić. Nadmiar bohaterów sprawia, że mimo ich dobrej prezentacji nie ma tu kogoś, kto by zapadł w pamięć na dłużej, ot dość zwykła gromadka.
Historia kończy się gorzko. Gdy opada dym i należy posprzątać szczątki, akcja hamuje i zostawia nas z pytaniami bez odpowiedzi i bardzo życiowym zakończeniem, które mimo optymistycznej nuty jest cierpkie, a niektóre z wyborów okazują się niewłaściwe i niosą ze sobą skutki, z którymi trzeba żyć. Powieść ma swoje słabości, ale jest to porządna lektura, napisana po mistrzowsku, poruszająca istotny temat w nietypowy sposób. Gorycz ta jest jak najbardziej warta posmakowania.