O tym, że Charlotte Bronte potrafi czarować słowem, przekonałam się nieraz. Do tej pory mam w pamięci barwną i zarazem tajemniczą historię zamkniętą na łamach powieści Dziwne losy Jane Eyre. Tym razem przyszło mi się zmierzyć z równie obszerną i wciągającą (!) powieścią. Shirley urzeka od pierwszych stron w typowym dla pisarki stylu. Czy czytając coś autorstwa Bronte można się rozczarować? Wychodzi na to, że nie.
Charlotte Bronte to brytyjska pisarka, należąca do czołówki klasyki powieści kobiecych. Autorka rozkochała w sobie miliony czytelniczek dzięki niebanalnym historiom, ciekawie zarysowanym bohaterom oraz przede wszystkim – mnogością wątków miłosnych. Tak jest też i w tym przypadku. Po rewelacyjnie przyjętej historii Jane Eyre, Bronte zaproponowała historię kolejnej śmiałej i niebywale mocnej postaci – Shirley. Reedycja książki w nowej szacie graficznej wyszła spod szyldu Wydawnictwa MG.
Zaczynając, warto zaznaczyć, że Shirley to powieść kompletna. Jest intryga, są niespełnione uczucia, są bezpardonowo przedstawione postacie. Wszystko się zgadza. Bronte zadbała także o nietypową narrację. Wiemy, że narrator zwraca się do nas od czasu do czasu w pierwszej osobie, nie boi się do nas mówić per „czytelniku”. Wiemy także, że jest to kobieta i jest tzw. narratorem wszechwiedzącym. Ponadto cała historia napisana jest w trzeciej osobie, co tylko podkreśla moją tezę. Już od pierwszych stron dostajemy ostrzeżenie.
Czy spodziewasz się płomiennych uczuć, ekscytacji i melodramatu? Ucisz swoje oczekiwania, sprowadź je na ziemię. Leży przed Tobą coś autentycznego, prozaicznego i namacalnego.
Głównymi bohaterami, chociaż w tej powieści jest ich tak naprawdę wiele, są dwie pary. Do szczęścia brakuje im tylko dobrego dopasowania. Jest Caroline Helstone – młoda, zdolna i mądra kobieta. Jest też i tytułowa Shirley Keeldar. Osierocona dziedziczka fortuny. Pewna siebie, zdeterminowana i uparta kobieta. Obie panie się przyjaźnią. Z kolei męskie grono reprezentują dwaj bracia Robert i Louis Moore. Pierwszy to przedsiębiorca, właściciel fabryki. Drugi z kolei to nauczyciel. Los i wszechobecne konwenanse sprawiły, że podobierali się na opak. Caroline całym sercem pragnie Roberta, a Shirley widzi siebie jako żonę Louisa. Niestety, wszystkie działania kobiet są podyktowane ich uczuciami do konkretnych mężczyzn. Czytając lekturę miałam wrażenie, że w głównej mierze przemawia przez nie gniew, może czasem zrezygnowanie. Bronte dużo uwagi poświeciła kobietom. Wiadomo jak było w tamtych czasach – kobieta musiała wyjść za mąż. Staropanieństwo nie było mile widziane. Dlatego też odbiór tego wątku może niektórym napsuć wiele krwi. No bo jak to tak – przecież o wartości kobiety wcale nie decyduje jej majątek! Niestety wtedy takie były czasy.
Bronte zadbała o to, by niespełnione uczucia, przypadkowe spojrzenia, delikatne i nieśmiałe gesty aż wylewały się z kart jej powieści. W charakterystyczny dla siebie sposób splotła życia tych bohaterów. Czytając ponad 600 stron niejednokrotnie miałam wrażenie, że autorka wodzi czytelnika za nos, knuje kolejne intrygi wszystko, by do samego końca zostawić czytelnika w słodkim napięciu.
Warto pamiętać jednak, że powieść reprezentuje kawałek historycznej fikcji. Bronte zadbała jednak o to, by jak najwierniej oddać obraz społeczeństwa i zmian, jakie w nim zachodziły. Ponadto autorka śmiało bawi się też w nauczyciela. Za pośrednictwem postaci wyraża opinię na temat polityki, równości płci czy nawet religii. Podsumowując, Shirley to – czy autorka tego chce czy nie – romantyczna historia dwóch par. Jest to wyborna lektura, która urzeknie każdą, choć odrobinę wrażliwą duszę. Fabuła zamknięta na sześciuset stronach obroni się sama. Wystarczy tylko mieć odwagę po nią sięgnąć. Naprawdę warto.