Nie powinno dziwić, że po sukcesie ostatniej powieści Cezarego Zbierzchowskiego – mowa tu rzecz jasna o Distortion – wydawca postanowił wznowić jego debiutancką książkę. Chodzi o zbiór opowiadań Requiem dla lalek, którego pierwsze wydanie liczy sobie ładnych kilkanaście lat.
Requiem dla lalek to jedenaście opowiadań, których akcja związana jest mniej lub bardziej z fikcyjnym państwem i miastem Rammy. Choć Zbierzchowski porusza się w ramach wymyślonego przez siebie uniwersum – znanego też ze wspomnianego Distortion – niestety ciężko stwierdzić, czym naprawdę ważnym ów świat różni się od naszej rzeczywistości. Ba, Ramma garściami czerpie z „prawdziwego” świata, a w jednym z utworów pojawia się m.in. Mała apokalipsa Tadeusza Konwickiego.
Niewykorzystany potencjał? Być może, choć akurat ten element nie wpłynął specjalnie na przyjemność, jaką czerpałem z lektury Requiem dla lalek.
Mimo iż przyjęło się uważać Zbierzchowskiego za twórcę hard SF, tak w jego krótszych tekstach nauki ścisłe zdecydowanie schodzą na dalszy plan. Zamiast skupić się na wpływie technologii na życie człowieka, autor zdecydowanie częściej dryfuje w stronę fantastyki religijnej, stawiając pytania o naturę duszy i rolę siły wyższej w naszym życiu.
W centrum zawsze jednak jest człowiek: słaby, wątpiący, skazany na zagładę. Czasami bywa pionkiem w grze, której nie rozumie, innym razem staje się ofiarą politycznych knowań, a w jeszcze innych okolicznościach przypada mu rola królika doświadczalnego w kosmicznym eksperymencie społecznym. Zbierzchowski zaś przyjmuje na siebie rolę tego, kto przygląda się i opisuje reakcje jednostki stającej naprzeciwko sił, w starciu z którymi nie ma żadnych szans.
Lubię pozycje, w których można obserwować ewolucję pisarskiego talentu. Przyjemnie patrzy się na drogę, jaką Zbierzchowski przeszedł od króciutkiego Innego nie będzie do znacznie dłuższych, bardziej rozbudowanych i przemyślanych tekstów. Wiele z wcześniejszych opowiadań polskiego pisarza cierpi na przerost formy nad treścią; widać wyraźnie, że autor niekoniecznie wiedział, co chce przekazać czytelnikowi (a nawet jeśli miał pomysł, to nie do końca potrafił go zrealizować).
Na szczęście najlepsze opowiadania – Requiem dla lalek, Samotność parseków, Miejsce na drodze czy Garcia – zajmują ponad połowę zbioru. Zwłaszcza pierwszy z wymienionych tekstów – toż to prawie mikropowieść! – klimatyczna, miejscami psychodeliczna jazda bez trzymanki, pełna cyberpunkowego brudu – ale bez komputerów i biomechanicznych wzmocnień – jak i dickowskiej niepewności co do tego, co prawdziwe.
Requiem dla lalek nie jest zbiorem idealnym, ale to akurat nie powinno nikogo dziwić – debiuty takie już są. Mimo to książka ma kilka naprawdę mocnych momentów, choć kto nie miał jeszcze styczności z prozą Zbierzchowskiego, powinien w pierwszej kolejności sięgnąć jednak po Distortion.
A Holocaust F z 2013 roku? Nie czytałem, ale zamierzam szybko nadrobić. Fakt, że zrobię to z olbrzymią ochotą też jest swego rodzaju rekomendacją dla twórczości Zbierzchowskiego, no nie?