Znacie to uczucie, gdy prezent, wyglądający jak rower okazuje się jedynie zręcznie zapakowanym zbiorem zadań do matematyki dla klas 1–3? Właśnie tak się czułem czytając powieść Projekt królowa Dominiki Rosik, czyli romans podany jako thriller psychologiczny. Ale może nie uprzedzajmy faktów, wszystko po kolei.
W podziemiach szpitala psychiatrycznego znajduje się siedem nieznajomych sobie osób. Budzą się, nie pamiętając jak się tam znaleźli i dlaczego. Nie mogą się wydostać ani skontaktować ze światem zewnętrznym. Wkrótce okazuje się, że są częścią eksperymentu, każdy ma swoje sekrety, a o życiu zadecyduje gra. W szachy! Intrygujące, nieprawdaż? Mroczna sceneria, zagadka do rozwiązania, wszystko to podane w niezłej oprawie, ze świetnym pomysłem na wewnętrzna stronę okładki. Na myśl przychodzi filmowa seria Piła albo gra 999. Każda przewrócona strona to wyczekiwanie na rosnące napięcie i zwroty akcji, ale nie! Zamiast tego otrzymujemy ślamazarne tępo i dużo łażenia po dostępnym dla uczestników ogrodzie, przemyśleń bohaterów i rodzącego się uczucia. Nie tego oczekiwałem i w zasadzie nie to było mi obiecane.
Złamana obietnica, złożona poprzez okładkę i opis, to ciężkie przewinienie, ale nie skreśla samej powieści. Karty są przed nami odkrywane stopniowo. Bohaterowie z początku bardzo banalni, wraz z rozwojem wydarzeń nabierają nieco głębi, chociaż dysponując przez większość czasu jedynie siódemką postaci, można było się postarać o coś więcej. Główne persony są w zasadzie trzy, Emily, Matthew i Alex, a akcję obserwujemy z perspektywy pierwszoosobowej, cały czas przesiadując wewnątrz naszej trójki. Zaczynając od damy, czyli postaci najważniejszej. Silna i niezależna, o bogatym życiu wewnętrznym. Zamiast tego jest zupełnie na odwrót, jest irytująca, jej przemyślenia są w większości powierzchowne, a zachowanie niebezpiecznie zbliżone do rozchwianej emocjonalnie nastolatki. Nie mam pojęcia dlaczego każdy wokół niej ją ceni. Na tle tej dziewczyny lepiej wypada Matthew, chociaż jest to typowy obiekt kobiecych westchnień, taki buntownik o złotym sercu, tak jak i jego przeciwieństwo, zimno kalkulujący Alexander. Pozostali to raczej tło, zyskujący w trakcie, ale jednak statyści. Osiłek George, zachowujący się jak dziecko z podstawówki, wrażliwa Britta z opiekuńczym bratem Olafem, zmysłowa Katia i mądry Jian. Ich tajemnice trochę ich wzbogacają, ale każda z tych postaci jest w całości opisana jednym przymiotnikiem.
Jak prawdopodobnie można się domyślać, książka jest przeznaczona dla nastolatków, raczej dla młodych dziewczyn niż chłopców, chociaż nie warto oczywiście generalizować. Olbrzymie połacie tekstu są poświęcone relacji Emily z Matthew, co nie jest niespodzianką, bo ich uczucie widać od pierwszych stron. Emily jest bardzo nieznośna w swoim zachowaniu, jej reakcje są bardzo typowe, a cały wątek nudny. Znacznie lepiej wychodzi dokładnie ten sam schemat, u Pettersen w Dziecku Odyna, nie wspominając już o Szóstce Wron Bardugo, a wszystkie mieszczą się w granicach tego samego gatunku. Sama warstwa rozgrywki szachowej jest już znacznie ciekawsza. Fajnie jest widzieć schematy plansz na stronach powieści i chociaż ciężko tutaj o większe emocje, to udaje się rozruszać trochę akcję, mimo że ostateczne rozwiązanie gry jest mocno przewidywalne, a sam zwrot akcji na koniec to król schematów, motyw ograny do bólu już wielokrotnie.
Autorka popełnia mnóstwo błędów nowicjuszki, z których najgorszym jest oczywiście mówienie czytelnikowi co widzi, zamiast pokazywania mu tego. Czasem opisy same sobie przeczą, często są mało plastyczne, zachowania zaś epatują zbędną teatralnością. Mamy tutaj również odwieczny problem nowych książek, czyli nieuzasadnioną objętość. Większość tekstu dałoby się wyciąć, nie narażając na szwank całości. Wisienką na torcie jest sentencjonalność treści. Nagromadzenie banalnych stwierdzeń, prawd objawionych, które wywołałby ból głowy nawet u Paulo Coelho. W przeważającej większości są one albo śmieszne, albo błędne.
Dominika Rosik to debiutantka i to widać. Brakuje w książce ogrania, celu, zwięzłości w wykonaniu. Naszpikowanie stron pozornie mądrymi sentencjami, nie sprawi, że treść będzie wartościowa. Z drugiej strony sam pomysł jest dobry, a zakończenie, mimo że wywodzi się z ogranego schematu, przyjemnie rzuca na resztę książki nowe światło. To pierwszy tom serii, i jest szansa, żeby zrobiło się ciekawiej. Ja jednak świadkiem czy tak się stanie już niestety nie będę.