Debiutancka powieść Alexandry Andrews opowiada o pasji, marzeniach, zazdrości i determinacji. Całość czyta się przyjemnie. Pomimo kilku potknięć jest to solidny debiut. Tylko czemu polski wydawca zdecydował się nadać tej książce tytuł Pozorantka? Nie dość, że wiele wyjaśnia i kilku rzeczy można się w trakcie lektury domyślić, to oryginał, czyli Kim jest Maud Dixon? idealnie oddaje to, co chciała przekazać pisarka.
Florence Darrow ma dwadzieścia sześć lat i ambicję. Od małego bowiem matka wpajała jej, że jej przeznaczeniem jest „wielkość”. Dziewczyna chce zostać sławną pisarką, fascynują ją kobiety, które piszą. Póki co Florence pracuje w wydawnictwie w Nowym Jorku i poza marzeniami o sukcesie, niewiele udało jej się osiągnąć. Po powzięciu kilku nie do końca fortunnych decyzji trafia jej się praca (wydawałoby się) marzeń, u boku wziętej i bardzo popularnej pisarki.
Andrews, jeśli chodzi o tempo, uprawia sinusoidę – bywa bardzo szybko i intensywnie, potem akcja zwalnia, by znów przyspieszyć i potem po raz kolejny zwolnić. Do pewnego momentu ten zabieg się udaje, bo wzbudza ciekawość. Czytelnik nie do końca rozumie, czym kieruje się Florence, na czym będzie polegała jej nowa współpraca i jak dziewczyna sobie poradzi. Jednak w połowie książki kolejna retardacja sprawia, że całość przestaje być aż tak zajmująca i do momentu kolejnego przyspieszenia, książkę czyta się, bo trzeba, a nie dlatego, że jest bardzo ciekawie.
O ile pisarka nie do końca poradziła sobie z tempem, zdecydowanie udało jej się stworzyć mocne, wiarygodne i intrygujące postaci, szczególnie Florence. Jest to dziewczyna, którą trudno rozgryźć. Można jej współczuć, można się jej obawiać, można jej kibicować – czytelnik zmienia swoje zdanie o niej wraz z rozwojem akcji. Nie jest to postać pozytywna, ale momentami wzbudza sympatię. Andrews udało się bardzo dobrze odmalować bohaterkę, która nie boi się mówić wprost, że chce osiągnąć dużo, że nudzi ją zwykłe życie i że dla osiągnięcia swoich celów jest w stanie zrobić bardzo wiele.
Pierwsza połowa Pozorantki to nieźle napisana powieść z pogłębioną psychologizacją postaci. Druga część tej książki ma w sobie więcej z thrillera. Ta kombinacja udaje się i tworzy razem ciekawą całość. Niestety, ze względu na niefortunne tłumaczenie tytułu, co uważniejszym czytelnikom uda się rozwiązać kilka zagadek wcześniej, niż odkryje je autorka, a to sprawia, że całość sprawia mniejszą frajdę.
Jednak, gdy zapomnimy o tytule, końcówka książki staje się niemal jazdą bez trzymanki, gdzie na kilku stronach dostajemy wyjaśnienie całości, punkt kulminacyjny i ciekawy twist. Andrews konsekwentnie dąży do konkluzji, dlatego choć zakończenie jest tak prędkie, ma sens i stanowi odpowiednie podsumowanie. Całość czyta się przyjemnie, a pisarka ma talent do budowania napięcia i tworzenia ciekawych, nieoczywistych postaci. Pozorantka to dobry debiut, na który warto zwrócić uwagę