Poparzone dziecko to nie jest łatwa lektura. Nie jest to książka, po którą powinien sięgnąć każdy. Zapoznanie się z historią opisaną przez Stiga Dagermana powinno być świadomą decyzją.
Bengt ma dwadzieścia lat i właśnie stracił matkę. Poznajemy go, gdy razem z osobami z jej najbliższego otoczenia (nie ma ich wielu) przygotowuje się na pogrzeb. Chłopak w dniu, w którym chowa matkę, odkrywa również, że jego ojciec ma romans. I w tym momencie, w imieniu swoim i matki, postanawia, że nienawidzi tej obcej kobiety, która sprawiła, że ojciec w momencie, w którym powinien być pogrążony w rozpaczy, myśli o czymś zupełnie innym. Relacje, jakie powstaną między tą trójką, trójkąt uczuć, który się między nimi wytworzy, stanie się osią tej trudnej w odbiorze lektury.
Poparzone dziecko to opowieść o stracie i żałobie. O tym, że z żałobą niekiedy nie sposób jest sobie poradzić, ponieważ tak naprawdę każdy z nas przeżywa ją w samotności. To jedno z tych uczuć, które są tak indywidualne, że trudno je opisać innym, nawet najbliższym, przechodzącym przez tę samą, co my, sytuację. O żałobie, która wypala nas od środka, niszczy naszą osobowość i zmusza do tego, byśmy odnaleźli ją na nowo, już bez tej osoby, której odejście opłakujemy.
Jest to również historia o miłości. Miłości koniecznej, która niekiedy zdarza się w rodzinach, których członkowie nie czują do siebie zbyt wielkiego przywiązania; miłości z przyzwyczajenia, do partnera, którego dobrze znamy, który jest wygodnym portem, do którego zawijamy, gdy nie mamy gdzie uciec; jest też opowieścią o miłości szalonej, niemożliwej do zrozumienia, wszechogarniającej i pozbawiającej ludzi skrupułów.
Ale Poparzone dziecko jest przede wszystkim opowieścią o dojrzewaniu, o poszukiwaniu własnej tożsamości, o przekraczaniu granic – najpierw nieznacznym i nie do końca świadomym, po jakimś czasie coraz odważniejszym i prowokacyjnym. O tym, że można znaleźć w sobie odwagę, by zanegować zastany porządek, i by uratować się jakoś od ciężkiej, duszącej sytuacji, jaką jest rozpad własnej rodziny i kompletny brak zrozumienia potrzeb jej członków. To tragicznie smutna historia o narastającej frustracji i gniewie, który spowija młodego Bengta coraz mocniej. Jest to również opowieść o totalnym braku zrozumienia pomiędzy ojcem i synem, o poczuciu hańby, którą czuje Bengt i o absolutnym zapatrzeniu w siebie i własne potrzeby, jakie wykazuje jego ojciec.
Każdy z bohaterów, skonstruowanych na potrzeby tej książki, zbudowany jest w wyśmienity sposób, jednak o ich losach czyta się z dużym trudem, niekiedy nawet ze zmęczeniem. Atmosfera powieści jest bardzo duszna. Dagerman nie pozwala swojemu czytelnikowi na zaczerpnięcie oddechu, w tej dziwnej mazi, w którą wpadamy w pierwszych stronach książki, tkwimy aż do końca lektury. I nie jest to uczucie przyjemne. Choć każda z postaci zasługuje na odrębną analizę, przesyt smutku i negatywnych emocji, jakie wyzierają z kart książki sprawiają, że w pewnym momencie chcemy po prostu dobrnąć do końca. Nie umniejsza to wartości Poparzonego dziecka, jednak zdecydowanie nie jest to historia dla każdego. Jest to powieść wybitna, o której na pewno warto rozmawiać, ale po skończonej lekturze można zrozumieć, dlaczego u wcześniejszych odbiorców (a pamiętajmy, że została napisana w 1948 roku) wywoływała tak skrajne emocje.