Millie nieźle naściemniała w CV, by otrzymać posadę pomocy domowej u zamożnej rodziny Winchesterów. Pani domu, która wiedzie idealne, godne pozazdroszczenia życie, okazuje się bardzo specyficzną kobietą o zmiennych nastrojach, niedorzecznie zachowuje się również jej dziewięcioletnia córka, a pan domu z każdym dniem wydaje się coraz bardziej zaniepokojony. Millie chciałaby choć przez chwilę poczuć się jak jej pracodawczyni, i to marzenie, bardzo szybko się ziści, ale efekt będzie zupełnie inny od oczekiwanego...
Od pierwszych stron moją uwagę zwracają bohaterki powieści: Millie, która skrywa wiele tajemnic, jej pracodawczyni Nina, która zdaje się być chorą psychicznie osobą i Cece, która świetnie obrazuje przysłowiowe jabłko, które pada niedaleko od jabłoni, tak bardzo podobna jest do matki. W całym domu tylko Andrew wydaje się normalny. Czytam i oczom nie wierzę, jak bardzo popaprana jest ta rodzina! Po otrzymaniu tylu sygnałów ostrzegawczych od razu rzuciłbym tę robotę i wiała, gdzie pieprz rośnie tyle, że Millie nie może sobie na to pozwolić. Ile będzie w stanie znieść, nim dojdzie do tragedii?
Pomoc domowa Freidy McFadden to totalnie odjechana historia, która obfituje w wiele zaskakujących niespodzianek.