Polowanie na wiedźmy to pierwsze książkowe rozczarowanie w tym roku. I o ile zdaję sobie sprawę z tego, że w dobrej recenzji jej autor pozostaje niewidoczny, a tekst broni się sam, to jednak tym razem nie mogę się „schować”. Nie mogę tego zrobić, ponieważ najnowsza książka Kristen J. Sollée wprawiła mnie w zakłopotanie. Nie wiem, czym miała być – przewodnikiem turystycznym, książką historyczną, manifestem feministycznym? A z uwagi na to, że nie mam pojęcia, jak tę pozycję zakwalifikować, nie jestem pewna, jak ją ocenić.
Sollée odwiedziła siedem krajów europejskich i pięć miast amerykańskich, by napisać swoją książkę. Motywem przewodnim każdej wizyty było opisanie nie tyle konkretnego miejsca, co też jego historii i wydarzeń, które wiązały się z szeroko pojętym tropieniem, gnębieniem i skazywaniem na śmierć wiedźm i czarownic obojga płci na przestrzeni wieków. Pomysł, który wydawał się bardzo ciekawy w zamyśle, niestety nie udał się.
Polowania na wiedźmy nie czyta się dobrze, ponieważ pomimo tego, że każdy z rozdziałów zbudowany jest według tej samej logiki – opis miejsca, historia prześladowań, odczucia i uczucia autorki – w tekście panuje duży chaos. Opisy kolejnych miast, miasteczek czy kościołów, które odwiedza Sollée stworzone są w bardzo udany sposób. Pisarka potrafi z wyjątkową drobiazgowością oddać uroki konkretnych miejsc, zwraca uwagę na szczegóły, potrafi opisać atmosferę. Te fragmenty czyta się przyjemnie. Jednak już chwilę potem Sollée będzie cytowała pozycje z obszernej bibliografii, jaką na potrzeby tej książki zebrała. To, samo w sobie, nie jest niczym złym, jednak kłóci się z faktem, że autorka przeplatać będzie cytaty z książek akademickich z własnymi odczuciami, będącymi nierzadko na pograniczu oniryczno-mistycznym. I taki koktajl dostaje czytelnik. Koktajl, z którym nie wiadomo, co zrobić.
Ta mikstura staje się tym bardziej trudna do przełknięcia, gdy Sollée niektóre wydarzenia historyczne opisuje w taki sposób, jakby wczuwała się w daną sytuacją i wiedziała, jak mogła ona wyglądać. O ile identyfikowanie się z bohaterkami i bohaterami swojej książki nie jest niczym negatywnym, o tyle sposób opisu niektórych z tych sytuacji (szczególnie, gdy chwilę wcześniej podawany był cytat z książki bardziej naukowej) jest co najmniej niefortunny. Dla przykładu fragment opisujący spalenie na stosie Joanny d’Arc: „Ciało Joanny stało się dymiącym posągiem – zamarła w swych ostatnich chwilach, wśród buchających płomieni. Krwiste palce ognia sięgały ku niebu, puszczając pełne iskier znaki do tych, którzy byli gotowi je odczytać. Z ich czerni buchały śnieżne gołębie – białe jak koń, na którym jeździła Joanna, białe jak jej bitewna zbroja. Płomienie w magiczny sposób przemienione w święte symbole ulatywały ku niebu”.
Polowanie na wiedźmy mogło być książką bardzo dobrą i bardzo oryginalną, bo łączącą elementy trudnej historii z typowymi dla przewodnika turystycznego opisami konkretnych miejsc. I to miejsc, które można znaleźć w niemal każdym bardzo popularnym i turystycznym mieście Europy, ale nie zawsze oczywistych, jeśli chodzi o historię prześladowań i tortur. Niestety, Kristen J. Sollée nie poprzestała na tym. By wzmocnić przekaz, wplotła w treść cytaty z innych książek, co jest pozytywne i przemieszała to fragmentami opisującymi jej własne odczucia, wizje, widma. A tego już, niestety, nie da się czytać. Polowanie na wiedźmy to nierówna, chaotyczna i, w ogólnym rozrachunku, nudna książka.