Z posterunku granicznego w Jarosławiu został wkolejony pociąg, sterta trupów na których żeruje stado wron i kilka opuszczonych budynków. Oddział Kozaków, który miał sprawdzić co się dzieje po drugiej stronie Wołgi zniknął bez śladu, a jedyni żyjący świadkowie tamtych wydarzeń zmierzają ku Moskwie, żeby przestrzec przed nadciągającym niebezpieczeństwem. Tymczasem Moskwa, stolica podupadającego i odizolowanego od reszty świata, podupadającego imperium Moskowii, wciąż marzącego o wielkości i splendorze, zastanawia się, co się stało z wysłanym na zwiad oddziałem Kozaków i dlaczego placówki graniczne zamilkły. Imperator wobec powyższego zmuszony jest do wysłania kolejnego oddziału, na czele którego staje przyjaciel zaginionego kozaka, Jura Lisycyn. I wydawać by się mogło, że przy takim wstępie i zarysie akcji Glukhovsky zaserwuje czytelnikowi kolejną, trzymającą w napięciu do samego końca postapokaliptyczną ucztę. Niestety nie do końca.
Według mojej opinii, główną bolączką książki jest wędrówka głównych bohaterów ze zrujnowanej placówki granicznej do stolicy, która ciągnie się w nieskończoność i długimi chwilami nie oferując nic ciekawego. Napięcie towarzyszące pierwszej odsłonie Outpostu zbudowane wokół tajemnicy po drugiej stronie Wołgi, w drugiej części praktycznie nie istnieje. Wszystkie karty zostały odkryte, wiadomym jest jakie zagrożenie grozi wszystkim dookoła i skąd ono się wzięło, jednak ani te informacje, ani pojawiające się w trakcie wędrówki monstra i ich makabryczne opisy nie powodują zagęszczenia, bądź przyspieszenia akcji. Takowe zaczyna się dopiero pod koniec książki i odnosi się wrażenie, że cały wątek fabularny rozgrywa się na kilkudziesięciu stronach.
Autor, klasycznie już w swoich książkach, krytykuje imperialistyczne zapędy swojego ojczystego kraju i w dosyć jaskrawy sposób pokazuje absurdy, znane nam i z naszego podwórka. Zaprzeczanie nadciągającemu niebezpieczeństwu i wszelkie próby ostrzeżenia ludzi przed nim są brutalnie dławione w zarodku. Imperium, nawet podupadające, jest ostoją bezpieczeństwa, a potencjalne, śmiertelne niebezpieczeństwo jest niezgodne z imperialną propagandą i oficjalnym stanowiskiem państwa. Poza tym kulturalna i bogata stolica, gdzie obywatele chadzają na eleganckie kolacje, wykwintne bankiety i oklaskują Jezioro Łabędzie w operze nie ma czasu na jakieś tajemnicze monstra. A i car, potomek wynoszonego właśnie na ołtarze nowego świętego, obroni swoich wiernych poddanych.
Glukhovsky już nie raz udowodnił że jest mistrzem postapo, niestety, tym razem zaserwowana została książka przeciętna. Sam zamysł daje wrażenie, że czytelnik otrzyma serię na poziomie Metra, jednakże pasywność akcji i wolna fabuła unicestwia taką nadzieję i powoduje, że dostaliśmy książkę, która może powodować niedosyt, a w skrajnych przypadkach rozczarowanie.
Książki jednak nie można kategorycznie odradzić, niewątpliwie ma ona swoje plusy, które przez fanów literatury Glukhovskiego zostaną dostrzeżone i docenione.