Po zonie i cyberpunku Krzysztof Haladyn prezentuje Ostatnie Namaszczenie – mariaż fantastyki i historii. I choć autor pozostaje ten sam, to sama koncepcja jest nowa i zachęcająca.
Pomysł na historię jest prosty acz genialny: podczas II wojny światowej, niewielki oddział polskich partyzantów odnajduje starożytną, magiczną książkę. Zdobywa ją nie kto inny jak Ksiądz, kapelan wojskowy. Grymuar działa. Z jednej strony to dobrze, to kolejna broń, narzędzie, które można wykorzystać przeciw Rosjanom. Z drugiej strony nagle okazuje się, że w walce można stracić znacznie więcej niż życie.
Opowieść budowana jest niezwykle interesująco, zewnętrzne zmagania są wspierane wewnętrznymi rozterkami, które prosty katolicki ksiądz przeżywa w obliczu wojny: zwątpienie, osłabienie wiary, które podsycone szczyptą fantastyki, przeradza się w żywy strach przed utratą duszy. Umiejscowienie akcji na tle zmagań zagubionego w leśnych ostępach oddziału wyznacza granice, uniemożliwiające ucieczkę, zmusza do podjęcia decyzji i postawienia wszystkiego na szali, kreując napięcie. Fundamentom idei nie można nic zarzucić.
Inną sprawą jest koncepcja przeciwnika – Rosjan, którzy również dysponują nadnaturalną potęgą. Wraz z rozwojem fabuły stawka rośnie, dostajemy kolejne odpowiedzi, ale z czasem robi się coraz dziwniej. Nadmierne skomplikowanie i pogłębianie warstwy fantastycznej lekko burzy proste początkowe założenie, na rzecz zwrotów akcji, mimo których udaje się jednak zachować dwuznaczność moralną oraz stopniowe poddawanie się konieczności pogodzenia obowiązku, wiary i chęci przeżycia.
Ksiądz, jako bohater, jest niezwykle przekonujący. Łatwo go polubić mimo jego wad, które biorą się z tego, że jest niezwykle ludzki. Pełen wątpliwości i obaw, którymi nie może się z nikim podzielić, a mimo to stale musi być podporą dla wszystkich wokół, głównie przez swój duchowny stan. Żołnierze to w większości ludzie prości, którzy traktują go z szacunkiem wynikającym z jego statusu, a dla przełożonych jest narzędziem pokrzepiającym morale oddziału. To wszystko sprawia, że jest samotny i zdany na siebie. Podobnie jest z dowódcą oddziału, Burym, który na barkach nosi los skazanego na porażkę oddziału. Sam oddział nie jest zbiorem indywidualności, ale drobne historie wyróżniają niektórych podkomendnych, budują więź i sympatię względem żołnierzy.
Haladyn bardzo dobrze radzi sobie z ustawianiem historii, z początkowym budowaniem stanu rzeczy, wraz z rozwojem fabuły zaczyna się spieszyć, przez co końcówka traci na sile, pomijane są postaci, wątki są ucinane, a samo zakończenie może być nie do końca satysfakcjoinujące. Niektóre tajemnice wyjaśniane są naprędce i ucinane bez polotu. Biada nam, jeżeli polubimy którąś z pobocznych postaci, możemy wtedy nigdy nie dowiedzieć się co się z nią stało. Jeżeli chodzi o warstwę historyczną, wydarzenia mogłyby dziać się wszędzie. Oddział próbuje odbić miasteczko, walcząc o przetrwanie w lesie. Nie ma tu postaci historycznych, ale też nie o to tutaj chodzi. Świat jest nam dobrze znany, przez co warstwa fantastyczna tak dobrze wybija się na jego tle, i to jest bardzo w porządku, mimo kameralnej otoczki.
Udała się autorowi wyprawa w nowe rejony. Wciąż lekko brakuje pary (a może jest jej właśnie zbyt dużo?) na silne, ale rozłożone odpowiednio w czasie i na stronach zakończenie. Pomijając jednak to potknięcie, cała powieść jest dobrze napisaną historią o prostych ludziach w trudnym czasie, którzy w łapy dostają magiczną księgę. I to wcale nie ułatwia i tak paskudnej sytuacji. Warto przeczytać i ocenić, czy w każdym oddziale powinien znajdować się mag... ksiądz bojowy.