Andrzej Pilipiuk to pisarz na polską skalę wyjątkowy. Utrzymuje się z wyłącznie z pisania i to z pisania fantastyki. Jego książki kupuje nie tylko młody student, ale i starszy pan w garniturze – mimo że historia w nich zawarta bardzo często opowiada o starym, pijanym dziadzie. Nie zatrzymuje się przy tym tylko na Wędrowyczu! Operacja Dzień Wskrzeszenia pana Jakuba nie zawiera, a cieszy się od ponad 10 lat niesłabnącą popularnością, oferując swoje szóste już wydanie.
Prezydentów nasz kraj miał różnych, jednak Paweł Citko przebił wszystkich, zastając Polskę całkiem ładnie murowaną, zostawiając zniszczoną pociskami atomowymi, na równi z resztą świata. Większość ludzi zginęła, reszta musi zmagać się z promieniowaniem, szukając resztek wśród ruin miast. Jedynym sposobem na rozwiązanie problemu jest maszyna czasu, wynaleziona (a jak!) przez polskich naukowców. Czwórka nastolatków musi cofnąć się w przeszłość, by zapobiec narodzinom pechowego prezydenta, wstrzykując odpowiedniego wirusa jego przodkowi.
Fabularnie powieść autentycznie chwyta. Czytelnik zostaje bardzo szybko wprowadzony w temat, czasonauci wyruszają w przeszłość, stawka wciąż wzrasta, a paradoksy czasowe schodzą na dalszy plan w stosunku do zagrożeń znacznie bardziej bezpośrednich. Zwroty akcji zaskakują, historia posuwa się żwawo. A nawet gdy zwalnia, nie traci wiele ze swojej atrakcyjności, pokazując tło wydarzeń niezwykle obrazowo, decydując się zresztą na te fragmenty historii, które nie są zbyt często literacko eksploatowane w tego typu prozie. Nieco boli szybkie, dość oszczędne zakończenie, chociaż sama intryga pokazuje w nim swoje drugie dno.
Wciągająca historia gra pierwsze skrzypce pozostawiając bohaterów daleko w tyle. Podróżujący w czasie nastolatkowie są jednowymiarowi, dysponując zwykle jedną niewyraźną cechą. Najważniejsze jest to co się dzieje. Podobnie jest z postaciami drugoplanowymi, które nawet jeśli wybijają się ponad żelazną przeciętność, jak kapitan Nowych, to ostatecznie są jedynie śladem na historycznej kliszy.
Pilipiuk nie jest literackim tuzem i doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Język jest raczej prosty, zdania krótkie. Nie można mu jednak odmówić zdolności do wywoływania określonych emocji, kreowania odpowiedniego nastroju. Bywa dramatycznie, kaskada sytuacji nie pozwala na odetchnięcie, aż do końca długich rozdziałów, kiedy to zwykle mamy moment spokoju - przynajmniej pozornie. Tempo to ma swoje złe strony – cierpią na tym dość proste wyjaśnienia wielu zawiłości, związanych z podróżami w czasie, często są one zbyte powierzchownymi odpowiedziami, które chociaż intrygują, pozostawiają spore uczucie niedosytu. Z drugiej strony otrzymujemy książkę wciągającą i żywą od pierwszej do ostatniej strony.
Operacja Dzień Wskrzeszenia jest powieścią samodzielną, co dziwne w wypadku Andrzeja Pilipiuka, miłośnika serii i kontynuacji. Da się to wytłumaczyć późniejszym cyklem Oko Jelenia, gdzie autor dalej rozwija ten typ pomysłu. Omawiany tytuł jest jednak tym samym idealnym sposobem na sprawdzenie jego twórczości, szczególnie, że bardzo się różni od czysto zabawnych historii z Jakubem Wędrowyczem. Książka jest młodzieżowa, ale odnajdzie się tutaj miłośnik historii, fan wydarzeń alternatywnych, a przede wszystkim każdy, kto szuka dobrej, rozrywkowej prozy. Porównując okładkę wydania pierwszego i obecnego widać różnicę w jakości. Wnętrze pod nimi jest jednak wciąż tak samo dobre.