Uwielbiam książki Jane Austen, ale to chyba doskonale wiecie, ponieważ deklaruję to już od pierwszej przeczytanej powieści. Dziś do tego grona mogę zaliczyć Opactwo Northanger. O jakże Jane mnie w tej książce ubawiła! Kocha ją za to moje czytelnicze serce. Natomiast mój zmysł estetki dziękuje Wydawnictwu MG za wydanie w tej pięknej płóciennej oprawie, ponieważ za każdym razem, kiedy czytam wasze książki przenoszę się do świata pisarki. Przywodzi mi to na myśl piękne papeterie i od razu czuję się jak heroina wyjęta rodem z XIX wieku.
Opactwo Northanger to świetna parodia powieści gotyckiej, która w czasach Austen święciła swój rozkwit. Oto poznajemy Katarzynę Morland jest zwyczajną dziewczyną, nie ma zachwycającej urody ani szczególnych talentów. To córka zwykłego pastora, wychowana jak większość dziewcząt na beztroskiej zabawie. Bohaterkę wyróżnia jednak pasja do zaczytywania się w powieściach i olbrzymia wyobraźnia. I tak pewnego dnia trafia do Bath, gdzie poznaje rodzeństwo Tilney. Jak to zwykle u Austen bywa, Katarzyna zakochuje się w młodym Henry’m. Z jego siostrą zaś zyskuje relację przyjacielską, nie dziwi zatem fakt, że Eleonora zaprasza ją do swojego domu Opactwa Northanger. To właśnie tutaj nasza heroina zaczyna snuć fantazje niczym wyjęte niczym z powieści gotyckiej. Szuka tajemnic, zdrad, a nawet morderstwa. Oczywiście Henry w tym wszystkim ją utwierdza i dopiero z czasem wyjawia prawdę.
Fani Jane Austen będą mieć przy Opactwie niezwykłą zabawę. Oczywiście jak na autorkę przystało niezmiennie pojawia się wątek miłości dobrze sytuowanego młodzieńca z niezbyt zamożną panienką. Nie pomyli się też ten, kto wyczekuje, jak zawsze, ukazania różnic w traktowaniu kobiet i mężczyzn na początku XIX wieku. Ja ubolewam na faktem, że znów Austen robi mi krzywdę i po punkcie kulminacyjnym książki, rozwiązuje wszystko jedną rozmową między głównymi bohaterami. Zawsze mam to za złe autorce, ale jeszcze dwa jej tytuły przede mną. Może kolejnym razem mnie zaskoczy.
Oczywistym novum jest wprowadzenie przez autorkę wątków powieści gotyckiej. Oto nasza heroina zaczytująca się w Tajemnicach zamku Udolfo postanawia rozwikłać zagadkę śmierci pani Tilney w komnatach starego Opactwa Northanger. Chwilami powiewa grozą i faktycznie nawet czytelnikowi "włosy stają dęba”. Zaraz jednak na twarzy pojawia się uśmiech, bowiem nawet sama autorka tym razem ujawniająca się w roli narratora, szydzi z własnej bohaterki i z jej wiary w historie zaczytywane w książkach. Katarzyna zatem jawi się jako taka miła osoba, która wszystko bierze do siebie. Odczuwa się w niej wyjątkowy brak dystansu do siebie i niechęć do żartów, zwłaszcza z czytanych przez siebie powieści.
Niemniej jednak Katarzyna Morland wzbudza sympatię lub po prostu uśmiech na twarzy. Jej postępowanie jest typowe dla siedemnastolatki. Wydaje mi się, że fabuła mogłaby być dłuższa, ponieważ tak jak wspomniałam na początku, ubawiłam się bardzo przy tej książce. Jane Austen do tej pory była dla mnie niekwestionowaną królową powieści romantycznych, teraz pokazuje mi, że ma talent o wiele szerszy. Parodia wyszła jej rewelacyjnie, dlatego z całego serca polecam.