Nowy Jork to marzenie wielu osób, dlatego poszukują go w filmach i literaturze, by chociaż na moment podelektować się klimatem Wielkiego Jabłka. Mark Miller w O północy w Nowym Jorku zabiera nad w podróż pomiędzy Nowym Jorkiem a Paryżem oraz w świat malarstwa i zbrodni.
Lorraine ma za zadanie poprowadzić nowojorską filię agencji reklamowej. Wyjazd do Ameryki zbiega się idealnie z ucieczką od niepokojącego kobietę prześladowcy – dostaje ona bowiem podejrzane esemesy od kogoś, kto podaje się za zabójcę jej ojca, zastrzelonego dwadzieścia osiem lat wcześniej. Pasjonatka malarstwa, zwłaszcza dzieł Czartoryskiego, wraca więc do kraju swojego dzieciństwa, ale jej problemy również wsiadają do samolotu. Leo tymczasem wychodzi z więzienia po trzech lat, po odsiedzeniu wyroku za fałszowanie dzieł sztuki. Młody i uzdolniony malarz oraz francuska agentka, kompletnie tego nie planując, wkraczają wzajemnie w swoje życia, a uczucia między nimi są nagłe, pełne namiętności, ale również pytań bez odpowiedzi. Ani Leo, ani Lorraine nie są jeszcze świadomi, że nie każda historia miłosna może kończyć się szczęśliwie…
Mark Miller świetnie trafił w mój gust, jeśli chodzi o wybór miejsc akcji w swojej powieści – Paryż i Nowy Jork, choć nigdy przeze mnie nie odwiedzone, są częstym celem moich literackich wycieczek. Widać, że autor zna się na topografii obu miast oraz bardzo dobrze potrafi przenieść na kartki swojej książki atmosferę Wielkiego Jabłka oraz Miasta Miłości.
Sama fabuła O północy w Nowym Jorku jest po prostu przyjemna. Chemia pomiędzy Lorraine i Leo zauważalna jest od pierwszego spotkania, a dodatkowego zastrzyku emocji i adrenaliny dostarcza wątek kryminalny. Osobiście najbardziej polubiłam motyw malarstwa oraz to, jak losy poszczególnych bohaterów, zarówno żyjących, jak i zmarłych, łączą się ze sobą.
Jeśli miałabym się czegoś przyczepić, to los, jaki zgotował dla Leo autor. Osobiście miałam takie „meh”. Miller ewidentnie chciał wycisnąć z czytelnika łzy na końcu, ale w moim przypadku mu się nie udało. Co do tożsamości czarnego charakteru – nie domyśliłam się, ale trochę naciągane.
O północy w Nowym Jorku to przyjemna propozycja na letni wieczór albo dłuższą podróż. Polecam!