Książki Marko Kloosa mają w sobie to coś, co sprawia, że pomimo dosyć prostego pomysłu, znanych już dobrze scenariuszy i nieskomplikowanej formy, są wstanie zapewniać rozrywkę najwyżej klasy. Być może właśnie sekret tkwi – zgodnie z pewną ludową mądrością – w prostocie. Dlatego wcale nie byłem zdziwiony, kiedy dwa poprzednie tomy przetrawiłem błyskawicznie, nie mogąc się jednocześnie doczekać dalszych losów niedającego się nie lubić bohatera.
Natarcie Marko Kloosa to już trzecia odsłona cyklu Frontlines, który w Polsce ukazuje się dzięki wydawnictwu Fabryka Słów. Książka kontynuuje historię znaną z poprzednich odsłon.
Ziemia leży u progu zagłady. Obcy wtargnęli do systemu słonecznego i rozgromili flotę, która była ostatnią linii obrony. Andrew Grayson wraz z ocalałymi i zmuszonymi do współpracy siłami WPA i ZCR udaje się do dobrze mu znanemu systemu Fomalhaut, gdzie na chwilę obecną istnieją jedyne potwierdzone pozostałości ludzkiej cywilizacji. Przed bohaterem piętrzy się stos wyzwań i problemów, z którymi niewątpliwie przyjdzie mu się zmierzyć. Czy Ziemia uległa eksterminacji? Czy uda się utrzymać niepewny sojusz pomiędzy WPA a ZCR? No i najważniejsze, co robić dalej? Wprawdzie obecnie system Fomalhaut jest bezpieczny, ale z każdym dniem sytuacja może ulec drastyczniej zmianie.
Marko Kloos po raz kolejny serwuje nam prostą i zarazem niezwykle przyjemną opowieść. Podobnie, jak w przypadku dwóch poprzednich części, elementy takie jak pierwszoosobowa narracja, skupienie się na jednym wątku, oraz konsekwentnie idąca do przodu fabuła sprawiają, że całość czyta się błyskawicznie. Pod względem akcji część ta może wydawać się nieco wolniejsza względem poprzednich tomów, jest to jednak podyktowane uwarunkowania fabularnymi, których nie sposób obejść nie tracąc na wartości. Większość wydarzeń po prostu ma miejsce w przestrzeni kosmicznej. Natomiast w żadnym wypadku nie rzutuje to negatywnie na całokształt, bowiem przyjdzie i czas na fragmenty nabuzowane adrenaliną i niepozwalające oderwać się od lektury.
Wszystko inne właściwie pozostaje niezmienne. Dialogi okraszone gdzieniegdzie wojskowym humorem, proste opisy pozwalające wczuć się idealnie w tempo akcji; znalazło się także miejsce na kilka naprawdę konkretnych zaskoczeń i zwrotów fabuły. No i to zakończenie, które zdecydowanie napawa nieposkromioną chęcią sięgnięcia po kolejną część…, na którą przyjdzie niestety trochę poczekać.
Podsumowując całość Natarcia, można jednogłośnie stwierdzić, że to ten sam dobry i sprawdzony Kloos, jakiego dane nam było poznać w dwóch poprzednich tomach. Po raz kolejny fani militarnego science-fiction mogą zanurzyć się po uszy w porywającej historii sympatycznego protagonisty. Eksplozje, desanty, kosmiczne starcia i narastające zagrożenie ze strony obcych – wszystko to, co wykreowane przez Kloosa w Natarciu prezentuje się znakomicie. Jedyne czego brakuje, to kolejnego tomu, po który można sięgnąć w celu zaspokojenia ciekawości na temat dalszych losów Graysona.