Tę książkę czyta się z wypiekami na twarzy, a lektura jest tak zajmująca, że aby skończyć Na tropie mordercy wystarczy jeden weekend. Jednak po jej odłożeniu pozostaje delikatny niesmak. Dlaczego? Ponieważ historia opisana przez Joakima Palmkvista wydarzyła się naprawdę.
Ostatniego dnia sierpnia 2012 roku Göran Lundblad zaginął. Jego zniknięcie zgłosiła jedna z jego dwóch córek, Maria, która twierdziła, że jej starsza siostra Sara mogła mieć coś wspólnego z tym, że z ojcem od jakiegoś czasu nie było żadnego kontaktu. Policja rozpoczęła poszukiwania, jednak śledztwo nie rozwijało się tak szybko, jak mogło. I wówczas do akcji wkroczyła Therese Tang, szefowa kalmarskiego oddziału organizacji Missing People, zrzeszającej ludzi, którzy własnym sumptem szukają zaginionych. Jej prywatne śledztwo, współpraca z policją, zdolność kojarzenia faktów i lojalny zespół doprowadziły do rozwiązania zagadki zniknięcia Lundblada.
Palmkvist w bardzo ciekawy i wciągający sposób opisał śledztwo, kolejne poszlaki, znajdowanie wskazówek i w końcu dojście do prawdy. Pomimo tego, że w tę historię musiał wpleść mnóstwo faktów, bo była niezmiernie pogmatwana, udało mu się to zrobić tak, by uniknąć chaosu. Wszystko opisane jest w logiczny, spójny sposób. Dodatkowo dziennikarzowi udało się odtworzyć specyficzną aurę miejscowości, w której mieszkał i pracował Lundblad oraz ludzi z jego otoczenia.
Poza tym w trakcie lektury staje się oczywiste, dlaczego mężczyzna uznawany jest za jednego z najlepszych dziennikarzy śledczych w Szwecji. Jego styl jest potoczysty i przejrzysty, wciągający. Palmkvist skupia się na szczególe, wstrzymuje się od ocen. Jego zadaniem jest przedstawić w ciekawy i rzetelny sposób historię Lundblada i to robi. Wnioski na temat poszczególnych bohaterów tego dramatu, sposobu prowadzenia śledztwa etc. wyciąga czytelnik.
Na tropie mordercy to dobrze napisana i opisana historia. Czyta się ją bardzo szybko, z niesłabnącym zainteresowaniem. Idealna lektura na wolny weekend.