Alcatrazie Smedry… jak mogłeś?! Właśnie to miałam ochotę wykrzyczeć na głos całemu światu po skończonej lekturze ostatniej części przygód tego niesamowitego chłopaka. Nasz bohater po raz piąty, i zarazem ostatni, powrócił. I jest w jeszcze większych tarapatach niż dotychczas. Źli Bibliotekarze nie odpuszczą. Tylko jedno pytanie pozostaje bez odpowiedzi: jak potoczy się ostateczna walka?
Mroczny talent to piąta część cyklu Alcatraz kontra Bibliotekarze. Autorem jest Brandon Sanderson – wybitny pisarz fantasy, który na swoim koncie ma tyle książek, że coraz trudniej je zliczyć. Najbardziej znany jest jednak z cyklu Z mgły zrodzony oraz z serii Archiwum Burzowego Światła. Napisać coś dla młodzieży postanowił w przerwie między większymi projektami. I tak powstał Alcatraz – pięciotomowy cykl, który właśnie dobiegł końca. Ostatnia książka zatytułowana Mroczny talent, tak jak poprzednie, na sklepowych półkach pojawiła się dzięki wydawnictwu IUVI.
Osobom, które nie pamiętają lub trafiły na tę recenzję przez przypadek, przypominam, że głównym bohaterem jest Alcatraz Smedry, chłopiec z ogromnym talentem. Konkretnie talentem do niszczenia. Nastolatek ma ogromną moc, którą w trakcie poszczególnych tomów próbował ujarzmić i zrozumieć. Okazało się, że jego cały ród został obdarzony podobnymi umiejętnościami. Dla przykładu jego dziadek ma talent do spóźniania się, a z kolei kuzyn Kaz zawsze się gubi! Oczywiście talenty pomagają im w codziennym życiu. Wracając do sedna, gdy Alcatraz próbował okiełznać swoją moc przy okazji… zepsuł wszystkie pozostałe talenty. W ostatnim tomie cała rodzina musi radzić sobie bez nich. Oprócz okropnej wojny z Bibliotekarzami, Alcatraz ma na swojej głowie jeszcze jedno zadanie. Musi pokonać swojego ojca. Wyperswadować mu pomysł rozdania talentów wszystkim ludziom. Czy wspomniałam, że w tym tomie dużą rolę odgrywa też matka chłopca? Trzeba przyznać, że Alcatraz nie ma farta do rodziców. Ich relacje są dość skomplikowane...
Na szczęście Sanderson zadbał o to, by tylko ten aspekt był skomplikowany. Cała powieść napisana jest po mistrzowsku. Tyle czekałam na premierę piątego tomu, by z wypiekami na twarzy i wstrzymanym oddechem połknąć ją w dwa dni. Kto czytał poprzednie tomy ten wie, czego się spodziewać. A mianowicie, ciekawie zarysowanych postaci, wątków dramatycznych, bystrych dowcipów, mnóstwa humoru oraz genialnych plot twistów. To wszystko w Mrocznym Talencie oczywiście jest. Autor postanowił też w nikczemny sposób wpleść intrygę, która złamie wam serca (moje już złamał i do tej pory je składam).
Przy tym tomie jednak zdecydował się także odświeżyć nieco formułę i tym razem dodał… przypisy. To najlepsze, co się tej książce przydarzyło. Dlatego błagam was – tym razem czytajcie wszystko. WSZYSTKO. W swoich recenzjach zawsze staram się unikać spojlerów, by nie psuć zabawy innym czytelnikom. Tak też będzie tym razem. Nie mogę napisać wiele, musicie sami się przekonać o czym mowa. Później możecie wrócić do tego tekstu, by przyznać mi rację. Ta książka jest genialna od początku do samego końca.
Podsumowując, Mroczny talent to najbardziej słodko-gorzkie zakończenie historii światowej literatury. Ile czytelnik musi się nadenerwować, napocić, wylać łez żeby wreszcie dotrzeć do końca. Już dawno nie czytałam książki tak dobrze skonstruowanej, tak ogromnie przemyślanej. Tutaj nie ma miejsca na nudę. Trzyma w napięciu od początku do końca. To niesamowite co Brandon robi z czytelnikiem! Nie zdziwi was pewnie, jeśli napiszę, że końcowe sceny pozostawiają czytelnika w osłupieniu. Nie mogę uwierzyć, że autor nam to zafundował. Ogromnie trudno pisze się recenzję tak dobrej książki, nie mogąc się podzielić z wami ani jednym smaczkiem. Dlatego kończąc powiem tak: będziecie płakać, będziecie czuć pustkę, będziecie rozbici, będziecie krzyczeć i wiecie co jeszcze? Nie będziecie mogli się doczekać tego, co nastąpi. Ot, co!