W końcu! Kiedy recenzowałam pierwszą część sagi o Dionizie Remańskiej, autorstwa Hanny Greń, wiedziałam już, że będę czekać z niecierpliwością na kontynuację. Miasto głupców to już czwarty tom i mam nadzieję, że nie ostatni. Bardzo polubiłam główną bohaterkę i trudno będzie się z nią rozstać. Z Greń spotkałam się już przy okazji serii Śmiertelne wyliczanki i o ile wtedy nie byłam nią zachwycona, to cieszę się, że dałam jej drugą szansę. Historie byłej policjantki Dionki idealnie wpisują się w moje gusta i są zupełnie inne niż poprzednie cykle autorki. Myślę, że to dobrze. Dzięki temu może trafiać do szerszego grona odbiorców, bo nie każdy lubi to samo.
Tym razem o pomoc detektyw Remańską proszą Witeccy. To młode małżeństwo, które właśnie dowiedziało się, że będą mieć dziecko. Gdy tylko usłyszeli tę radosną nowinę postanowili spełnić swoje marzenie i w końcu przeprowadzić się z miasta na wieś. Rozpoczynają poszukiwania swojego miejsca na ziemi. Znajdują go w Jasieniu i to tam kupują mały, lekko zaniedbany domek. Wszystko wydaje im się, aż zbyt sielankowe, żeby mogło być prawdziwe. Wkrótce zaczynają do nich docierać plotki o tym, że ich dom jest nawiedzony. Zgodnie z pogłoskami na ich posesji doszło kiedyś do dramatycznego morderstwa. Od tamtej pory ofiara tamtych zdarzeń ma być postrachem ciężarnych kobiet i dzieci. Witeccy nie dają wiary tym opowieściom. Jednak do czasu. Wtedy okazuje się, że będzie im niezbędna pomoc Dionizy Remańskiej...
Uwielbiam wykreowaną przez Greń bohaterkę, Dionę. Jest z jednej strony niezależna i nieustępliwa, a z drugiej bardzo wrażliwa i taka po prostu ludzka. Czekałam bardzo na dalsze losy w jej prywatnym życiu, bo są nie mniej ciekawe, niż detektywistyczne przypadki, z którymi się boryka. Nie zawiodłam się.
Bardzo dobry kryminał, zresztą, jak cała seria. Polecam zacząć od początku, aby nie pozbawiać się przyjemności odkrywania losów bohaterki.