Książka Przemysława Dębskiego Magnaci. Ostatni polski król to świetna propozycja dla każdego czytelnika. Nieważne, czy osoba ta interesuje się historią, czy też nie.
Doskonale napisana powieść, osadzona w drugiej połowie XVIII wieku, świetnie wprowadza nas w tamte czasy. Można by rzec – ciszy przed burzą. Rzeczpospolita Obojga Narodów wydawać by się mogło, że przeżywała wtedy najlepsze czasy. Jednak długoletni czas pokoju uśpił naszych władców. Narastające wewnętrzne konflikty dwóch wrogich obozów rodów magnackich i rozwijający się potężni sąsiedzi coraz chytrzej spoglądający na nasze ziemie, sprawiły, że nasz naród na własnej skórze doświadczył jak cienka jest linia pomiędzy spokojnym życiem w neutralnym, wydawać by się mogło, niezagrożonym kraju, a piekłem życia w kraju chaotycznym, w którym obce wojska mogły sobie wchodzić i robić co im się podoba.
Głównych bohaterów mamy wielu. Od Stanisława Poniatowskiego – przyszłego króla Rzeczpospolitej, pieszczotliwie nazywanego przez autora Stasiem. Człowieka obytego na salonach europejskich, zwolennika reform. Maksymiliana Wojnę drobnego szlachcica o walecznym sercu, po Carycę Katarzynę, przebiegłą niemiecką cudzołożnicę, dawną kochankę przyszłego króla Polski, którego notabene sama na ten tron, przy pomocy tysięcy swoich żołnierzy, wsadzi.
W książce spotkamy mnóstwo wielkich postaci z historii naszego kraju, o których na pewno wielu z nas już wcześniej słyszało. Poznamy w niej również wielkie nazwiska, o których mało się pisze, takie jak choćby Pan Wojna. Wydaje się, że autor celowo wybrał tylu różnych bohaterów swojej powieści. Według mnie zrobił to po to, żeby zobrazować nam jacy wtedy byli mieszkańcy kraju.
Oświeceni, obyci na europejskich salonach bogaci młodzi szlachcice, wywodzący się z najpotężniejszych rodów, bo tylko takich możnowładców stać było na kosztowne studia dla swoich dzieci. Podobni im, lecz podążających na zachód w celu zdobywania medali i gwiazd na mundurach, młodzi szlachcice. Co biedniejsi szlachcie podążali do walki w celach zarobkowych. Młode szlachcianki najczęściej liczyły na dobre zamążpójście. Późniejsze mężatki często znajdowały pocieszenie w ramionach przystojnych wojskowych lub szlachciców. Część z nich była mądrymi grzecznymi młodzieńcami, w których rodzina oraz naród widzieli przyszłość zreformowanej Rzeczpospolitej. Starsi szlachcice to również cały przekrój społeczeństwa. Tutaj więcej niż w młodzieży widać było zamiłowania do mocniejszych trunków oraz biesiadnego trybu życia.
Z wielu wątków zawartych w powieści możemy sobie wyobrazić jak wyglądała Rzeczpospolita Obojga Narodów przed rozbiorami. Jest to swego rodzaju geneza upadku europejskiego kolosa, jakim w tamtych czasach był nasz kraj. Przyczyn tego upadku można by podać wiele. Z książki dowiemy się między innymi, że główne rody szlacheckie dysponowały armiami porównywalnymi z małymi krajami, jednak niechęć do współpracy i różne wizje kraju, w których nawet reformatorzy chcieli reformować kraj w taki sposób, by w jak najmniejszym stopniu, a najlepiej wcale, nie stracić wpływów oraz majątków. Kolejnym jest niechęć wcielania do armii zwykłych chłopów. Szlachcicom wydawało się to upokorzeniem. Czyli to, co we wszystkich krajach dokoła miało miejsce, u nas niestety nie przeszło. Jeszcze jeden aspekt, to podział pomiędzy obozami szlacheckimi.
Jak więc widać wszystko zaczęło upadać powoli od góry. Podsumowując książkę Przemysława Dębskiego Magnaci. Ostatni polski król powinno się czytać obligatoryjnie w sejmie, zgoda buduje, a niezgoda rujnuje.