Remigiusz Mróz zawsze był dla mnie pewnym problemem. Zdecydowana większość moich znajomych chwaliła jego powieści, natomiast reszta uważała, że ilość publikowanych w ciągu roku książek, nie świadczy najlepiej o ich jakości. Starałam się być bezstronna, ponieważ znałam tylko kilka pozycji, w dodatku z jednej serii. Teraz jednak zaczynam wreszcie wyrabiać sobie własne zdanie.
Listy zza grobu to historia pełna tajemnic, ukrytych zagadek oraz sytuacji, o których marzy czytelnik powieści tego typu. Któż nie chciałby dostawać przed kilka lat listów z ukrytym przekazem? Ja chciałabym! Fabuła rozwija się wzorowo, bohaterowie są dynamiczni, mają wady i grzechy na sumieniu. Akcja została ulokowana w niewielkiej miejscowości, co uwiarygadnia historię. To wszystko jest materiałem na świetną powieść, jednak coś nie daje mi spokoju. Zakończenie pozostawia we mnie niedosyt. Być może podświadomie liczyłam na to, że autor mnie zaskoczy. Niestety, zakończenie było dokładnie takie, jakiego się spodziewałam.
Obawiam się, że Mróz napisał już tyle książek, że czytelnicy oczekują od niego (oczywiście podświadomie) literackiego objawienia. Co więcej odnoszę wrażenie, że sama oczekiwałam zbyt wiele. Niemniej książkę i tak polecam każdemu miłośnikowi zagadek i tajemnic.