Książki o charakterze dystopii to to, co bardzo lubię, co na swój sposób pociąga i prowadzi do rozmyślań "a co by było gdyby...". Taka również jest książka Koniec mężczyzn. Gdyby nakreślić jej fabułę, na myśl przyjdzie nasza polska Seksmisja. Być może są tutaj pewne spójne założenia, jednak książka Christiny Sweeney-Baird nie daje jakiegokolwiek powodu do śmiechu.
Wszyscy pamiętamy panikę, gdy wokół nas zacząć panoszyć się wirus SARS-CoV-2, natomiast bohaterki powieści mierzą się z nieco innym obliczem zarazy. Ta dziesiątkuje mężczyzn; niemal wszyscy giną: ojcowie, dziadkowie, bracia, synowie, nawet noworodki. Wirus jest bezwzględny dla posiadaczy chromosomu XX, tylko nieliczni okazują się być odporni.
Kilkutorowy punkt widzenia, zarówno lekarki, pracowników CDC i placówek sanitarno-epidemiologicznych, dziennikarek, jak również pracownic ministerstwa – na każdej płaszczyźnie dramat wynikający z wyludnienia każdego kraju, który boryka się z drastycznym spadkiem płci męskiej. To, co bez wątpienia zasługuje na uwagę w niniejszej pozycji, to prognozy życia, jakie czekałoby kobiety bez mężczyzn: brak pracowników w określonych sektorach, zdominowanych przez płeć męską, niedobory żywności, ograniczone środki transportu, w tym odwołane loty, czy w efekcie niemożność nawiązania relacji partnerskiej, nie wspominając o ograniczonych możliwościach doświadczenia macierzyństwa. Problemy, których dziś nawet nie bierzemy pod uwagę, a które mogą mieć miejsce, gdy tylko populacja mężczyzn drastycznie spadnie. Mimo wszystko z książki wyzierają też, co ciekawe, interesujące plusy całej tej sytuacji.
Koniec mężczyzn to spojrzenie w przyszłość, która wydaje się niemożliwa do zrealizowania, a jednak, tak jak nieprzewidywalna była nasza obecna pandemia, czy wojna pukająca do drzwi, tak trudno jednoznacznie powiedzieć, że hipotetyczne zagadnienie przedstawione przez autorkę jest tylko wymysłem literackim na potrzeby niniejszej książki.