Niektóre wspomnienia powodują w nas nostalgię, a także refleksję nad tym, co było. Mają to do siebie, że chętnie wyciągamy te drogocenne skarby z ukrytej skrytki w naszej pamięci. Zazwyczaj wstrząsają one nami, gdy tylko o nich usłyszymy. Jedną z książek, która zawiera drogocenne wspomnienia, jest Kołysanka dla Łani. Sama autorka, Ewa Formella, przyznaje, że nie wie, ile jest w nich prawdy. Historie, które usłyszała, tak nią wstrząsnęły, że przelała je na papier. Co z tego wyszło?
Lekko pogmatwana historia, balansująca w dwóch światach. W której rzeczywistość ściera się z okresem wojennym, kiedy żołnierze walczyli ukrywając się w lasach. Początek jest dziwny, trochę w nim mało szczegółów, ale poznajemy kluczowe postacie, które będą w książce nie raz się przewijać. Chociaż będą brzmieć z czasem jakby inaczej i dostojniej. Niby taki prosty motyw, jak stracenie pamięci przez mężczyznę starszego, błąkającego się, a jak piękne pociągnięte dalsze wątki. Początkowo zakładałam, że ta postać pojawi się tylko na chwilę, ale to właśnie on w tej książce gra główne skrzypce. Nie da się nie lubić tego pana. który, nie dość że skromny, to i wrażliwy, a do tego przyjaźnie nastawiony. I dobry. Dobro dał i to samo do niego wróciło. Stracił pamięć, ale z czasem, będzie mieć lekkie nawroty Wspomnień, które powoli będą wyskakiwać z tych tajemniczych szufladek i ujawniać się. Czasem będzie to zapach, a czasem piosenka.
Momentami czułam się podczas lektury, jakbym wysłuchiwała opowieści swojej babci, jak to było podczas wojny. Często te opowieści poruszały morze łez. Chociaż bardzo łatwo domyśleć się można, jakie będzie zakończenie, to czyta się ją z przyjemnością do końca. Idealna, by zapomnieć o wszystkim. Ale uwaga, podczas czytania potrzebna paczka chusteczek!