W tym ponurym październiku znacznie łatwiej jest złapać w swe płuca topowy wirus niż chwycić w recenzenckie szpony literacką perłę. Obdarowany podwójnie przez los, izolując się od reszty narodu, spotkałem bohaterów brazylijskich reportaży Eliane Brum. Wydany nakładem Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego wybór tekstów wstrząsnął nie tyle moim tegorocznym rankingiem czytelniczym, co wyzwolił niejednokrotnie poczucie obcowania z prawdziwym arcydziełem.
Na początek parę słów o autorce pochodzącej z prowincjonalnej, południowej części Brazylii. Od lat nagradzana w ojczyźnie, regularnie gości na łamach tamtejszego El Pais, czy londyńskiego Guardiana. Być może tematykę jej reportaży lepiej oddają tytuły poprzednich zbiorów wydanych za granicą: Życie, którego nikt nie dostrzega oraz Na bruku. Reporterka w poszukiwaniu prawdziwego życia. Eliane Brum to także autorka pieczołowicie konstruująca swoje teksty, wielokrotnie weryfikująca podane fakty (precyzja nawet na poletku ornitologicznym czy meteorologicznym), chorobliwie wręcz dbająca o to, by jej rozmówcy przemówili własnym językiem. Sam kontakt z reporterką nie powinien wprowadzać do ich historii pewnego skażenia, zewnętrznego wpływu na badany, wysłuchiwany podmiot (sic!!! podmiotem tych historii mają być wyłącznie rozmówcy, autorka daje im niekiedy po raz pierwszy możliwość przemówienia).
Biorę swoją pracę na poważnie oraz rzetelnie dążę do precyzji i do poszanowania kształtu każdej wypowiedzi, choć jestem jednocześnie przekonana, że rzeczywistość to zagmatwana kanwa utkana nie tylko ze słów, lecz także z faktur, zapachów, barw i gestów. Śladów. Również z braków, nadmiarów, niuansów i ciszy. Z ruin.
Głos otrzymują między innymi akuszerki z Puszczy Amazońskiej, matki zabitych w wojnach narkotykowych nastolatków, opuszczeni przez rodziny seniorzy z domu starców, biedak, wariat, połykacz szkła, umierająca na raka kobieta. O mocy z jaką oddziałuje na czytelnika mówił także w dostępnym panelu dyskusyjnym wybitny tłumacz Kolekcjonera Gabriel Borowski. Są w tym zbiorze takie teksty jak np. reportaż Szmer – historia śmiertelnie chorej ofiary azbestu walczącej już tylko o godność z byłym pracodawcą. Borowski wspomina, że z każdym tłumaczonym zdaniem wydawało mu się, iż traci oddech, podobnie czytelnik doznaje skrajnie nieprzyjemnego uczucia współuczestniczenia w tragedii opowiadającego.
Przez chwilę skupiłam się jedynie na poszukiwaniu źródła szmeru, który chwilę wcześniej przykuł moją uwagę do białych, małych guzików koszuli. Znajdująca się pod nim pierś poruszała się powoli i z trudem. Teraz dźwięk był już głośny, prawie jak jakiś ryk. Dlaczego nie uchwyciłam go wcześniej? Odtąd będę już na zawsze znajdowała się przed tym człowiekiem i słuchała, jak jego pierś opada i się podnosi, jakby płuco pragnęło z każdym oddechem pomieścić całe możliwe powietrze i za każdym razem ponosiło klęskę. Jak ryba, pomyślałam. Jak wyciągnięta z wody ryba, próbująca oddychać, ale bez skutku. Ryba, która za minutę umrze - i wie, że umrze. Jego nieruchome spojrzenie przypominało wzrok ryby wyrzuconej na brzeg rzeki, wypchniętej niespodziewanie ze znanego sobie świata. Nagle szmer, z którego istnienia zdałam sobie sprawę dopiero po chwili, ogarniał całe otoczenie, a ja miałam wrażenie, że gdy mężczyzna się odezwie, zagłuszy on jego głos. Wkrótce odgłos okazał się nieznośny i przez zaledwie ułamek sekundy rozejrzałam się za jakimś przyciskiem, żeby go wyłączyć, jakby chodziło o wentylator szumiący pod sufitem sali rozpraw w starych filmach. Zrozumiałam, że nigdy nie uwolnię się od tego dźwięku, tak jak nigdy nie uwolnię się od tego spojrzenia. A teraz on wrócił do siebie i patrzył wprost na mnie. "Słyszy pani? ".
Od kilkunastu lat czytam namiętnie książki non-fiction, mnóstwo tytułów i tylko kilka pozycji, które pozostaną ze mną na lata. Rynek wydawniczy non-fiction puchnie wręcz od nowości, ale ile trzeba się naczytać, żeby wyłowić te parę pereł. Drodzy Państwo – oto jedna z nich. Absolutne arcydzieło.