"Ludzie, uciekając przed samotnością, dokonują manewrów, które są bardzo złożone i trudne do ogarnięcia".
Trudno odłożyć Klarę i słońce Kazuo Ishiguro. Po prostu zamknąć książkę, gdy ona tam...
Klara, narratorka tej niesamowitej powieści, jest robotem SP, Sztuczną Przyjaciółką, która istnieje po to, by w rzeczywistości podatnych na choroby, modyfikowanych genetycznie dzieci, dotrzymywać im towarzystwa. Josie, właścicielka Klary, ma co prawda przyjaciela, Ricka, ale on należy do dzieci, które nie zostały "skorygowane" i ich wyśniona wspólna przyszłość stoi pod znakiem zapytania.
Klara jest wyjątkową SP – oprócz emocji, których doświadczają wszystkie tego typu roboty, jest ogromnie empatyczna i wydaje się, że posiada swoistą duszę. Ma wszystkie cechy pełnego, dobrego człowieczeństwa. Wciąż próbuje zrozumieć zachowania swojej Josie, a kiedy rani, nigdy nie robi tego celowo czy świadomie. Zaprogramowana, by kochać, ma nie do końca uświadomione pragnienie bycia kochaną. I kiedy dostaje szansę na to, by zostać obdarzona miłością, nie dąży do tego, próbując ratować ukochaną właścicielkę swoim kosztem.
Cała ta magiczno-senna, a jednocześnie realistycznie przedstawiona opowieść, jest przerażająco smutna i porażająco piękna. Rozbraja mnie czysta wiara Klary w dobroć Słońca, jej brak wyrachowania, kibicuję jej, gdy stawia na swoim. Ludzcy bohaterowie jawią się tu zimniejsi i okrutniejsi niż ich wytwory, ale tak naprawdę przeżywają po prostu swoje cierpienia, próbując dostosować się do zmieniającego świata. Ich miłość jest krucha i chwiejna, ale na tyle fascynująca dla SP, iż Klara czuje, że w tym jest właśnie ta niewielka różnica między nią a człowiekiem. A może właśnie wcale tej różnicy nie ma?
Z głębokim poruszeniem odłożyłam tę powieść, która wyzwala wielką tęsknotę za prawdziwą miłością, obnaża samotność i to, że wszyscy pragniemy nasycić się czymś, kimś, by poczuć, że już przyjęliśmy tyle dobra, że nam wystarczy...