Świat Natalii rozpada się nagle jak przewrócony przez podmuch wiatru domek z kart, gdy jej partner postanawia poukładać sobie pewne rzeczy w głowie i wyprowadzić się z ich wspólnego mieszkania. Natalia zamierzała z Krzysztofem zbudować swoją przyszłość, urządzić nowe mieszkanie, adoptować buldoga, a kilka lat później urodzić dziecko. Wszystkie jej plany zostają zniszczone jednym zdaniem – „Wyprowadzam się”.
Kobieta będzie potrzebować czasu, żeby zrozumieć, że odejście Krzysztofa tylko chwilowo zachwiało równowagą jej pozornie ustabilizowanego życia. Powoli zacznie przepracowywać swoje traumy, pracować nad samoakceptacją i rozumieć swoją toksyczną relację z matką. Nie doszłaby do tego sama, gdyby nie nowo poznana, tajemnicza Gabi. Kobieta seksapil, która pomoże Natalii wydostać się z jej twierdzy, zbudowanej z lęków i kompleksów.
Kilka upalnych nocy Anny Szczypczyńskiej to opowieść o odnajdywaniu siebie, realizowaniu swoich pragnień i zabliźnianiu ran z dzieciństwa. To także historia o trudnej relacji matka-córka i ich drodze do wzajemnego zrozumienia się.
Brzmi ciekawie? Niestety powieść zawiedzie tych, którzy szukają w literaturze czegoś więcej, psychologicznie rozbudowanych wątków, niesztampowych bohaterów czy niespodziewanych zwrotów akcji. Historia Natalii, tak jak i jej przemiana, są dość banalne, a wydarzenia przewidywalne od początku do końca.
Książka spodoba się jednak tym, którzy oczekują lekkiej lektury na jeden wieczór, z typowo amerykańskim happy endem.