Przyznam się bez bicia, że Jaksa to mój pierwszy kontakt z twórczością Jacka Komudy. Autor, słynący przede wszystkim z prozy osadzonej w Rzeczpospolitej szlacheckiej, najzwyczajniej w świecie nie wpisywał się zbytnio w mój krąg zainteresowań. Jednak jego nowy tytuł, jak sam wspomina, będący "powrotem do korzeni" po prawie dwudziestu pozycjach historycznych, jest co najmniej intrygujący. Czy obranie nieco innego kierunku w twórczości autora wyszło mu na dobre? Sprawdźcie sami jakie odczucia towarzyszą czytelnikowi po lekturze Jaksy!
To trzecia pozycja, a zarazem pierwszy występ Jacka Komudy, w nie tak dawno zapoczątkowanej przez Fabrykę Słów serii "Polskie Fantasy". Książki te, pomimo że nie są ze sobą ściśle powiązane, oscylują wokół wspólnej osi – są zaklasyfikowane jako fantastyka oraz są wytworem wyobraźni polskich autorów.
Jaksa to powieść osadzona w bliżej nieokreślonym świecie wykreowanym, w dużej mierze bazującym na średniowiecznej Europie Wschodniej, z połączenia kultury słowiańskiej oraz rycerskiej. Jest także swego rodzaju mocno zmodyfikowaną adaptacją religii pogańskich i chrześcijaństwa. Na wstępie pragnę także zaznaczyć, że tytuł został wyraźnie podzielony na dwie odbiegające od siebie części, chociaż obie oscylują wokół głównego bohatera. Pierwsza, stanowiąca zdecydowanie najbardziej spójną historię opowiada o dzieciństwie Jaksy, kiedy to jego rodzime ziemie zostają zaatakowane przez Hungurów – koczowniczy lud do bólu wręcz przypominający historycznych Hunów czy Mongołów. Królestwo Lendii pada pod naporem najeźdźców. Ojciec, będącego wtedy małym chłopcem Jaksy podstępnie i zdradziecko zabija chana, przywódcę wielkiej ordy, tym samym skazując swój ród na straszliwy los.
Pierwsza część książki traktuje właśnie o wydarzeniach po tym incydencie. Jaksa, chociaż będący tytułowym bohaterem, odgrywa tutaj bardzo znikomą rolę postaci raczej trzecioplanowej. Większość akcji skupia się na jego matce oraz kilku innych postaciach. Druga część wita nas sporym przeskokiem w czasie, kiedy to Jaksa stał się niemal dorosłym mężem. Im dalej w las, tym podróży w czasie coraz więcej, a całość ze spójnej opowieści stała się zbiorem opowiadań łączących w sobie jednego bohatera i wątłą oś fabularną. Z czasem pojawia się także wątek pewnego wiejskiego młodzieńca, który stanowił miłą odskocznię od całości, a przy okazji stworzył podwaliny pod jedną z bardziej rozbudowanych i przemyślanych historii.
W pewnym momencie mamy także przyjemność poznać "Przeklętych", czyli rycerzy, którzy nie stawiając się do bitwy z Hungurami, zhańbili swój ród, a na nich samych ciąży klątwa nie pozwalająca im zaznać spokoju dopóty, dopóki nie zaznają zemsty. Chowają się przy tym po lasach atakując znienacka i nieprzymuszenie kojarząc się z pewnymi "wyklętymi", dobrze znanymi z historii naszego kraju.
Oczywiście samo czerpanie pełnymi garściami z historii nie jest czymś kategorycznie niepoprawnym. Korzystając jednak z tego przywileju dobrze by było zadbać o konkretną dawkę własnej twórczości, by wszystko nie było tak oczywiście kojarzone. Na pewną niekorzyść działa także chaotyczność w fabule. O ile pierwsza połowa i wspomniany wyżej wątek z wiejskim młodzieńcem są jak najbardziej uporządkowane i tworzą spójną całość, tak poszczególne opowiadania o przygodach Jaksy zostawiają niekiedy po sobie wiele pytań. Pomimo tego widać jednak jakiś ogólny zamysł, a punktem spinającym całość wydarzeń są bardziej bohaterowie niż narzucony ciąg fabularny. A skoro mowa o postaciach to wyszli oni Komudzie całkiem nieźle. Autor nie zapomniał o nadaniu im najprostszych ludzkich cech, pragnień, potrzeb i schematów, których starają się trzymać. Szkoda tylko, że w zestawieniu najkorzystniej wypadają postaci drugoplanowe, na pełnowartościowy rozwój tytułowego Jaksy brakło czasu lub miejsca, a może obu tych rzeczy.
Chcąc podsumować całość, na pewno należy w pewien sposób pochwalić autora za odejście od mocno wytyczonej i utartej drogi, co zapewne nie było łatwym zadaniem. Pomimo że nowa książka Komudy klasyfikuje się jako fantastyka, to nie zabrakło w niej inspiracji historią. Patrząc na dorobek autora – wcale to nie dziwi. Nie obyło się bez drobnych potknięć, jednak i tak tytuł ten zasługuje na chwilę uwagi. To po prostu swego rodzaju połączenie dotychczasowej twórczości Komudy z eksperymentalną nutką nowego gatunku, co w mojej opinii wydaje się najlepszym podsumowaniem.