Monika Osińska – piękna i inteligentna. Zwana Osą, a później wampirem psychicznym, małym hitlerowcem, dożywotką. 18-latka, która w 1996 wraz z dwójką kolegów weszła do warszawskiego mieszkania, żeby dokonać rabunku. Potrzebowała pieniędzy na strój na studniówkę. Mieszkanie nie było jednak puste, przebywała w nim Jola, szwagierka szefa, która pracowała również w jego firmie. Trójka maturzystów ukradła między innymi pieniądze, dwa pagery i magnetowid. Zabili Jolę i poszli na pizzę. Wszyscy zostali skazani na kary dożywotniego pozbawienia wolności. W bestialski sposób zakończyli swoją młodość i dorosłość, w którą dopiero co wkroczyli.
Przywódcza morderczyni, manipulantka, banda Osy. Taki wizerunek Moniki kreowały polskie media, wykorzystując fakt, że zbrodnia popełniona przez kobietę, wzbudza większe zainteresowanie. Kobieta, która powinna być ostoją rodziny, boginią domowego ogniska, morduje z premedytacją. Jednak czy to naprawdę Monika zabiła? Czy Monika kierowała grupą? Czy to ona dała znać kolegom, że już mogą działać?
Sprawą postanowiła zająć się wybitna reporterka – Lidia Ostałowska. Zaczęła się spotykać z Moniką Osińską w więzieniu i gromadzić materiały do „feministycznej książki, jakiej dotąd nie było”. Niestety w pewnym momencie Monika wycofała się i, najprawdopodobniej pod naciskiem rodziców, przerwała współpracę z Lidią. Do zebranych dokumentów, a także ponownych wizyt w więzieniu powrócił po śmierci dziennikarki Wojciech Tochman. Efektem jego pracy jest książka Historia na śmierć i życie – dokończone dzieło Lidii Ostałowskiej i tym samym złożony jej osobie hołd.
Historia na śmierć i życie to mocna, a raczej bardzo mocna pozycja. Na pewno wywoła oburzenie u osób, popierających karę śmierci i żądających jak najsurowszych kar dla przestępców. Historia Moniki pokazuje jednak, że każda sprawa jest inna i każdą należy potraktować indywidualnie, a skazywanie młodych ludzi na dożywocie jest niemoralne. Każdy wyrok powinien bowiem sprzyjać szansie na resocjalizację, czego nie można dopatrzyć się w karze dożywotniego pozbawienia wolności, będącej eliminacją człowieka, skazaniem go na torturę. Wojciech Tochman wyraźnie wyraża swoje zdanie o najsurowszej karze, co uzasadnia na końcu swojej książki. Świat nie jest bowiem czarno-biały, przyczyny zbrodni są różne i po to jest resocjalizacja, żeby dać skazanym szansę na poprawę. W Polsce wygląda to jednak zgoła inaczej. Partia Prawo i Sprawiedliwość podczas swoich rządów wprowadziła do Kodeksu karnego karę bezwzględnego dożywocia, bez możliwości starania się o warunkowe zwolnienie, co jest naruszeniem europejskiej konwencji praw człowieka. Z książki Tochmana dowiadujemy się również jak wygląda polski system więziennictwa, jak działa resocjalizacja i traktowanie więźniów przez na przykład psychologów. A wygląda i działa bardzo źle, co z pewnością nie będzie dla nikogo zaskoczeniem.
Historia na śmierć i życie to pozycja konieczna do przeczytania. Wywołuje lawinę myśli i zmusza do dyskusji na tematy tak ważne, a jednak często zamiatane pod dywan lub przedstawiane fałszywie. Podsumowaniem książki Tochmana niech będą po prostu słowa Lidii Ostałowskiej, które pokazują, jak ważna jest praca reporterów i autorów literatury faktu:
„Piszmy o sprawach ważnych, o słabszych. Bierzmy ich w obronę - choćby przez to, że staramy się ich zrozumieć. Rozszerzajmy horyzonty, wzbudzajmy empatię. I róbmy to fajnie”.[1]
[1] Wojciech Tochman „Historia na śmierć i życie” str.137