Pierwszy tom Głębi był niczym cios w twarz, sprawiający, że kompletnie nieznany mi autor nagle zawładnął moim umysłem i kazał zarywać nocki, byle jak najszybciej skończyć Skokowca. Marcin Podlewski jak mało który autor zrozumiał, że czytelnika za wszelką cenę należy oczarować i sprawić, by nie mógł oderwać się od lektury. Wydany później Powrót tylko potwierdził, że oto narodziła się nam nowa gwiazda polskiej sceny fantastycznej.
A jak jest w przypadku trzeciej części kosmicznej sagi, czyli Naporu?
Akcja trzeciego tomu rozpoczyna się dokładnie w miejscu, w którym zakończył się Powrót. Wskrzeszony Antenat przejmuje kontrolę nad "Wstążką", terroryzując przy tym załogę skokowca i próbując ponownie stać się ważną postacią na galaktycznej szachownicy. Jednocześnie coraz bardziej rozkręca się tytułowy Napór - wojna połączonych sił ludzi i maszyn z Konsensusem, czyli przymierzem ras kseno. Na dodatek nad Wypaloną Galaktyką coraz wyraźniej unosi się cień Bladego Króla, tajemniczej istoty, która według legend raz na Eon dokonuje czystki wszelkiego życia. To nie wszystkie wątki, jakie znajdziemy w powieści Podlewskiego, ale by nie psuć wam radości z ich samodzielnego odkrywania, o reszcie cicho-sza!
Napór to udana powtórka z rozrywki. Autor nie stara się na siłę zmieniać formuły, która tak dobrze sprawdziła się w poprzednich częściach. To nadal wciągająca historia i barwna galeria postaci stanowią o sile powieściowego świata Podlewskiego. Dobrze rozmieszczone twisty, powoli odkrywane tajemnice i fakt, że w tym uniwersum nawet postać trzecioplanowano może nagle wyrosnąć na ważnego gracza w świecie Wypalonej Galaktyki, czynią z Naporu tak cholernie wciągającą lekturę. Przy czym nie obyło się jednak bez drobnych potknięć, w tym tego najpoważniejszego: niewykorzystaniu potencjału Antenata i absurdalnego wytłumaczenia, w jaki sposób narodził się pierwszy transgres.
No dobra, przyznaję, że Napór nieco ustępuje poziomowi ustalonemu przez dwa poprzednie tomy – a zwłaszcza genialną jedynkę. Podlewski wciąż stara się uatrakcyjnić schemat opowieści, rezygnując z chronologicznego przedstawienia wydarzeń, ale czytelnik już się tego spodziewa, przez co siłą rzeczy efekt nie jest już tak piornujący jak to było w przypadku Skokowca. Mimo to Marcin Podlewski potwierdza swoją pozycję topowego polskiego fantasty, przynajmniej w kategorii powieści rozrywkowej, gdzie rdzeń Science-Fiction stanowi tło dla zapewnienia czytelnikowi kilkudziesięciu godzin wyśmienitej zabawy.
I boli tylko, że na zwieńczenie Głębi i czwarty tom przyjdzie nam poczekać przynajmniej te kilkanaście miesięcy.