Po ostatniej książce autora nie obiecywałam sobie zbyt wiele. Już przy Nieznajomej z Sekwany wydawało mi się, że Musso odpłynął w swojej wyobraźni tak daleko, że ja nie mam siły do niego dopłynąć. Jednak znów postanowiłam zaryzykować w myśl zasady, że każdy ma swój gorszy dzień, tudzież gorszą nowość. Tym razem obyło się bez zwariowanych zwrotów akcji, wszystko co może się zdarzyć realnie, bez przebieranek, dziwnych fantasmagorii.
Mathias Tailleffer to były policjant, którego poznajemy leżącego w szpitalu po ataku serca. Przy jego łóżku czuwa młoda Louise Collange, nieznana mężczyźnie. Prosi go jednak o pomoc w znalezieniu mordercy matki – znanej baletnicy. Sęk w tym, że wszystkie przesłanki, a także akty sprawy dowodzą, że było to samobójstwo. Dziewczyna jednak upiera się, że egocentryczna matka nie byłaby w stanie tego zrobić. Rozpoczyna się pełne zwrotów dochodzenie i szukanie potencjalnego sprawcy. Czy tej dwójce uda się rozwikłać zagadkę? Czy faktycznie kobieta popełniła samobójstwo, czy ktoś jej pomógł? I kim jest tajemnicza Angelique z tytułu książki?
Guilliaume Musso znów pokazał mi, dlaczego tak bardzo uwielbiam jego powieści. Czasem owszem ma wpadki i już wydaje mi się, że to koniec by znów napisać coś takiego jak Gdzie jest Angelique?. Dla zawodowego czytelnika kryminał to duże wyzwanie. Dlaczego? Przez to, że czytamy dużo książek, trudno nas jest zaskoczyć, ale tym razem Musso się udało. Jest tu mnóstwo zwrotów akcji, zaskakujących wydarzeń, które nie są fantastyczne i nie wkraczają poza świat realny. Wszystkie intrygi, gry są świetnie zaplanowane. Postać tytułowej Angelique jest tak świetnie napisana, że byłam pod jej wielkim wrażeniem. Niestety, muszę przyznać, że bałam się, że nigdy nie doczekam się już tak wyrazistej postaci. W tym przypadku motyw od zera do milionera został poprowadzony świetnie.
Historia głównych postaci Louise i Mathiasa także jest pełna niespodzianek i w życiu nie pomyślałabym, że tak autor mógł to wykombinować. Byłam zachwycona tym, co się tutaj zadziało. Jest to zupełnie mój klimat i klimat starego, dobrego Musso, który zachwycił mnie już dawno temu, ale ostatnio nie było nam po drodze. Dodatkowo urzekł mnie Paryż i Wenecja, która pokazana została podczas tej najgorszej pogody, jaka może zastać turystów.
To, co zawsze podoba mi się w powieściach Musso, to także wplatanie tekstu z gazet. Czynią one powieść ciekawszą, ponieważ zmieniają punkt widzenia. Oddają głos postronnemu dziennikarzowi, natomiast ocenę zdarzeń samym czytelnikom. Jakoś zawsze ten pomysł kojarzył mi się właśnie z tym konkretnym francuskim pisarzem.
Bawiłam się przy tej książce świetnie. Pochłonęłam ją w kilka dni, dosłownie ją wchłonęłam bo autor wciągnął mnie do świata kryminalnej zagadki, którą jak zawsze rozwiązuje były policjant z trudną przeszłością. Trochę wątek głównych bohaterów przypominał mi postacie z Leona zawodowca, ale to jedynie takie luźne skojarzenie. Niemniej jednak świetnie spędzony czas z Musso i jego zagadką do rozwiązania – śmiercią primabaleriny, która jest zaledwie początkiem góry lodowej. Polecam serdecznie.