Należę do grona niekwestionowanych wielbicieli książek Krystyny Mirek. Uwielbiam wieczorem po ciężkim dniu, zatopić się w jej romantyczne historie zawsze zakończone happy endem. Lekkość pióra powoduje lekkość czytania i przyjemność ze spędzonego czasu z kubkiem herbaty w ręce i z książką w drugiej. Tak też było w przypadku najnowszej powieści autorki. Flowers to opowieść o kwiatach? Można tak powiedzieć, że o jednym szczególnie, ale przedstawionym w negatywnym świetle. Brzmi enigmatycznie?
Viola i Kamil poznają się w dość nietypowy sposób. Dziewczyna wręcz wpada na mężczyznę i zaczyna się przytulać. Ułamek sekundy wystarczy, żeby poczuć silną więź, nie tyle fizyczną, ile rodzaj połączenia. Na ich drodze staje Pascal – mąż Violi i pracodawca Kamila, który płaci mu ogromne pieniądze za usługi prawne. A mężczyźnie pieniądze są akurat w tym momencie bardzo potrzebne. Po raz pierwszy dają mu szczęście, bardzo dużym kosztem. Viola jest bezgranicznie zapatrzona w męża, pomimo smutku i braku szczęścia. Okazuje się, że Pascal to typowy narcyz, który musi mieć władzę nad wszystkimi, zwłaszcza najbliższymi, wliczając w to rodzinę. Cierpią jego podwładni, cierpią córki, a najbardziej żona, której chce odebrać wszystko. Kamil bowiem został zatrudniony właśnie do poprowadzenia rozprawy rozwodowej Violi i Pascala. Nic nie idzie tak jak powinno, a miłość rozkwita w najlepsze.
Z jednej strony historia przedstawiona w Flowers jest niewiarygodna. Seria przypadków, zrządzeń losu i jednocześnie nieprawdopodobnego przeznaczenia. Początkowo trudno było mi wejść w fabułę, ponieważ zdawała się zbyt idealistyczna i nierealna. Wiem, że powieści romantyczne rządzą się swoimi prawami, ale wydawało mi się, że tu autorka przegięła. Podobnie jak w rozwiązaniu całej akcji. Nie powiem, że byłam zawiedziona finałem historii Viola i Pascala, ale muszę przyznać autorce, że bardzo mnie zaskoczyła. Już sama nie wiem, czy na plus, czy jednak wolałam, żeby ta książka miała dodatkowe 300 stron, ale żeby dano mi coś więcej. Niemniej jednak, Krystyna Mirek kolejny raz udowodniła, że nie ma sobie równych w tematyce historii miłosnych. Wciągnęłam się bardzo i nie mogłam rozstać się z bohaterami.
Wydaje mi się jednak, że miłość była tym razem jedynie tłem dla pokazania ogromnego problemu ludzi żyjących właśnie z narcyzami. Pascal nie bił, nie znęcał się, był na pozór przykładnym mężem, dlaczego więc Viola nie czuła się szczęśliwa? Miała najdroższe sukienki, willę, świetny samochód i czas na wszystko oprócz swoich marzeń i pasji. Czasem niestety znęcanie psychiczne jest dużo gorsze od tego fizycznego. Ból ciała przechodzi, natomiast ból duszy zostaje już zawsze. I to chyba jest najważniejsze przesłanie książki Krystyny Mirek. Takich narcyzów – flowersów jest mnóstwo, ale ukrywają się świetnie w garniturach, drogich sukienkach, za biurkami lub w zaciszu domowym, gdzie rozgrywa się często dramat współmałżonków i dzieci. Nigdy nie jest dobrze, zawsze jest coś co trzeba skrytykować, obrazić, zrównać do marginesu, umniejszyć do zera. Jest to ogromny problem, zwłaszcza we współczesnych czasach, kiedy tylu ludzi zatraciło się zupełnie w swojej pracy, ma coraz więcej stresu, a charakter nie pomaga w okiełznaniu swoich emocji. Bardzo się cieszę, że zaczyna się mówić o takich sprawach coraz głośniej i książki również to podnoszą. Co więcej, bardzo się cieszę, że literatura wraca na tory, kiedy jedną z jej funkcji był dydaktyzm. Nawet w powieściach miłosnych jest to bardzo ważne bo każda książka coś wnosi do naszego życia. A może ktoś z podobnym problemem jak Viola również znajdzie rozwiązanie? Bo przecież zawsze jest nadzieja.
Bardzo podobała mi się książka Flowers. Prowadzona lekkim piórem, opowiada trudne historie i wymaga zatrzymania się na chwilę i zastanowienia nad tym, co w życiu jest najważniejsze i czy dążenie do bycia szczęśliwym powinno być na piedestale.