Przyznam szczerze, że debiutancka powieść Marcina Kąckiego mnie bardzo zaskoczyła. A stało się to (i nie boję się do tego przyznać) tylko i wyłącznie za sprawą mojej ignorancji. Oczywiście kojarzyłam wcześniejszą twórczość Kąckiego, jego reportaże, ale po tytule powieści i zapowiedzi wydawcy spodziewałam się dość pudelkowej konwencji i lekkiej treści. Tymczasem Fak maj lajf to mocna, wciągająca książka, która żadnego czytelnika nie pozostawi obojętnym na tematykę, którą porusza.
Fak maj lajf to historia o dziennikarzach, politykach, gangsterach i osobach, które albo już zarabiają własną twarzą, albo chcą tak żyć. I każdy, kto nastawi się na tabloidową, łatwą w odbiorze historyjkę o niczym, powinien odłożyć tę książkę, wziąć głęboki oddech, przygotować się na trudną przeprawę przez bolesną historię i dopiero potem po nią znowu sięgnąć.
Kącki stworzył powieść, którą czyta się z rosnącym uczuciem niesmaku. Fak maj lajf opisuje życie ludzie, którzy zostali prawie całkowicie wyzuci z przyzwoitości. Politycy tuszują wydarzenia, które są dla nich niewygodne i urywają łby sprawom, które mogą im zaszkodzić. I robią to bez żadnych skrupułów. Dziennikarze bez absolutnie żadnej żenady tworzą na nowo opisywane przez siebie historie – koloryzują właściwie wszystko, zmyślają fakty, będąc jednocześnie w pełni świadomi, że rzesza czytelników gazety, w której pracują, bez żadnego zawahania przyjmuje wypisywane przez nich bzdury jako prawdę objawioną. Do tego dochodzą bezwzględni, wykorzystujący naiwność innych papparazzi, gotowi organizować ustawki, kadrować zdjęcia tak, by wywołały skandal bądź szantażować tych, którzy się na fotografiach znaleźli. Na samym końcu, za tymi, którzy wykorzystują, znajdują się wykorzystywani. Dziennikarz Młody, który usiłuje za wszelką cenę zachować resztki przyzwoitości. Nora i Monia, dwie dziewczyny, które usiłują wybić się ponad otaczającą je szarą rzeczywistość, nawet kosztem własnego zdrowia.
Świat przedstawiony w powieści Kąckiego to nieprzyjemne, niesprawiedliwe miejsce, w którym ci, którzy mają środki i możliwości do tego, by wykorzystywać słabszych, robią to bez skrępowania. Autor pokazuje też, z jakimi konsekwencjami takiego postępowania muszą borykać się ci, którzy stali się ofiarami tych silniejszych. Jak niekiedy tragiczne w skutkach mogą okazać się manipulacje tych, którzy myślą tylko i wyłącznie o własnym dobrobycie, idąc (niekiedy dosłownie) po trupach do celu.
Ale Fak maj lajf pokazuje też, że jest światełko w tunelu i że przynajmniej do niektórych karma wraca. Znajdują się bowiem czasem tacy, którzy potrafią odgryźć się tym, którzy ich wcześniej skrzywdzili i zagrać im na nosie tak, by do końca życia zapamiętali tę nauczkę. I oczywiście każdy wie, że nie należy być zawistnym, czy grać nieczysto, ale Kącki pokazuje, że czasami po prostu trzeba.
Debiutancka powieść Kąckiego to mocna lektura, pozostająca w pamięci po zakończeniu czytania. I nie chodzi tu jedynie o bardzo wartką akcję i wyraziste, mocno skreślone postaci. Siła tej książki drzemie również w tym, że jej autor wie, o czym pisze – jako dziennikarz na pewno nie raz spotkał się z sytuacjami czy zachowaniami, które pojawiły się w książce. I chyba to robi największe wrażenie. Myśl „to się dzieje naprawdę”, która co jakiś czas pojawia się podczas lektury, momentami wbija w fotel. Fak maj lajf to książka, której nie chce się czytać, ze względu na poruszaną w niej trudną tematykę i świadomość, że jej fabuła nie jest wyssana z palca, ale od której nie można się też oderwać. Zasługująca na uwagę, zmuszająca do przemyśleń i dyskusji powieść.