„Widziałam roślinę zwaną rośliną życia, która może rosnąć bez korzeni. Jej liście zrzucają pienistą rzęsę. Gdziekolwiek upadnie kawałek tej rośliny, wypuszcza bujne kwiecie. Zachowałam jej liść na pamiątkę mego własnego wykorzenienia, które dotykało mnie nie raz.”[1]
Kobieta przypominająca wystraszonego ptaszka, okryta czarną peleryną siedzi przy jednym ze stolików w Café de Flore w Paryżu i popijając kawę, pisze. Pisze cały czas, od jedenastego roku życia zapełnia swoimi przemyśleniami kartki kolejnych zeszytów i nie zdaje sobie jeszcze sprawy z tego, że tworzy dzieło literackie XX stulecia. Przyjaźni się z nietuzinkowymi ludźmi, którzy w okresie międzywojennym tworzą bohemę artystyczną z lewego brzegu Sekwany. Henry Miller, Antonin Artaud, Salvador Dali, Andre Breton są postaciami, które Anaïs każdego dnia opisuje i analizuje w swoim dzienniku.
„Dziennik Anaïs Nin” jest dziennikiem niezwykłym, neurotycznym zapisem filozoficznych przemyśleń na temat sztuki, egzystencji i miłości, a także opisem psychoanalizy, której autorka przez wiele lat się poddawała u doktora Ranka – ucznia Sigmunda Freuda. To również niesamowita dokumentacja życia artystów w Paryżu przed wybuchem II wojny światowej i ich późniejszej ucieczki przed nazistowską propagandą do Stanów Zjednoczonych. To właśnie w trzecim tomie dziennika, którego wydanie wznowiło niedawno wydawnictwo Prószyński i S-ka, Anaïs pozostawia swój ukochany Paryż i zanurza się w pulsujący jazzem Nowy Jork, w którym brakuje jej zdaniem intymności i subiektywizmu. Na zlecenie pewnego opętanego seksem Bibliofila zaczyna pisać opowiadania erotyczne, dzięki którym odnosi niebywały sukces i może nadal wspierać finansowo swoich przyjaciół, dla których jest matką i opiekunką. W obliczu szerzącej się na świecie epidemii nienawiści, dziennik jest dla Anaïs ukojeniem, ucieczką i stworzeniem harmonijnego świata wewnętrznego.
Postać Anaïs Nin zawsze wzbudzała dużo kontrowersji. Artystka, feministka, nimfomanka, która otwarcie mówiła o swojej biseksualności, wdała się w kazirodczy związek z własnym ojcem i miała dwóch mężów, którzy o swoim istnieniu dowiedzieli się dopiero po śmierci żony i odczytaniu jej testamentu. Jej dziennik jest swoistą autokreacją, wysublimowanie napisaną powieścią, w której pomijane są niewygodne dla autorki fakty. Zakłamanie, tuszowanie rzeczywistości i kreowanie własnego ja zarzucali pisarce od zawsze najwięksi krytycy jej twórczości. Jeśli jednak przywołać wypowiedź rumuńskiej pisarki Aglaji Veteranyi, która powiedziała kiedyś, że wszystkie książki są autobiograficzne, ponieważ powstają z myśli, a już samo myślenie jest autobiograficzne, to wszelkie zarzuty wydają się być bezpodstawne.
Z całą pewnością „Dziennik Anaïs Nin” jest pozycją obowiązkową, która powinna znaleźć miejsce na każdym regale obok książek innych, wielkich pisarek i myślicielek, jak chociażby Simone de Beauvoir, Virginia Woolf czy też Sylvia Plath. Czytanie Anaïs Nin jest przeżyciem niezwykłym, ucieczką w zakamarki podświadomości, bombardowaniem myśli, surrealistycznym pismem automatycznym i podważaniem otaczającej nas rzeczywistości. Jakiś element psychoanalizy, którego można doświadczyć bez wizyty u psychiatry na kozetce.