Banalność nad banalnościami i wszystko banalność. Tak, parafrazując słowa z Księgi Koheleta, w skrócie opisać można Dwudziestkę Tomasza Żaka.
Z głównymi bohaterami Trzydziestki spotykamy się po pięciu latach. Najpierw poznajemy przydługie opisy tego, jak radzą sobie po śmierci Tomasza Pałeckiego. Do szacownego grona dochodzą dwie nowe postaci – Dominik i Sandra, rodzeństwo, kluczowe dla uknutej przez autora intrygi. Gdy w końcu pojawia się zalążek akcji, czytelnik ma za sobą już niemal sto stron książki. W nawet dość ciekawy sposób autor próbuje sklecić clou sprawy i porozstawiać pionki na szachownicy, z tej gry jednak znów nic interesującego nie wynika.
Dokładnie jak w Trzydziestce, wątki urywają się, nie są dopracowane, nieudolnie prowadzony foreshadowing wprowadza tylko narracyjny chaos. Próba bawienia się brutalnością całkowicie nie osiąga zamierzonego efektu.
Szkoda, że wiedza wyniesiona z bycia radnym nie przyniosła nic, poza przepisywaniem rzeczywistości. Będąc krytycznym recenzentem życia politycznego (czego autor często daje wyraz na swoim facebookowym profilu), pisząc o prezydencie Długopisie i prokuratorze Zero, nie podnosi wysoko poprzeczki.
Czerpanie garściami z każdego worka i mieszanie tego razem w nadziei, że stworzy to fabułę, jest naiwne. A rozstrzał Żak ma imponujący – od portalu recenzenckiego, producenta mebli, po warszawską kawiarnię. Hurtowo wylewane na czytelnika anglicyzmy oraz slang, kompletnie nie urozmaicają, a wręcz przeszkadzają kulawo toczącej się fabule. Nie wszystko, co sprawdza się u innych, musi sprawdzać się i na własnym podwórku. I znów mamy zapożyczenia od Remigiusza Mroza czy Malcolma XD, a jedna z postaci łudząco podobna jest do swego serialowego odpowiednika. Przytaczanie zasłyszanych historii, obecne już w poprzedniej książce, aż bije po oczach. Fekalne anegdoty niestety nie sprawdzają się tak, jak te o onanizowaniu się, autorstwa Louisa C.K.
Nie ma nic złego w czerpaniu z otaczającej nas rzeczywistości, sposób jednak, w jaki robi to autor, zakrawa na absurd. Jeśli miało to na celu popisanie się swoją znajomością aktualności, cel został osiągnięty. I w tym wszystkim akcja oraz jej bohaterowie zwyczajnie giną. Ma to jednak dobrą stronę – o tej całej nieudanej kontynuacji zapomina się od razu po przeczytaniu ostatniego słowa.