Książki bywają naszymi lustrami. Czytamy je przez pryzmat siebie, dostrzegamy to, co nas dotyka. Nie wiem więc czy Dorosłość Linn Skaber jest faktycznie tak dojmująco smutna czy to ja, z powodu przemijania.
Dostrzegając i doświadczając piękna dorosłości robię miejsce też na to, o czym mówią bohaterowie – na samotność, poczucie, że staję się coraz mniej widzialna, na schodzenie ze sceny. To, co w młodości było ekspresją – staje się dziwactwem, sny i marzenia coraz bardziej bledną w zderzeniu z rzeczywistością. Jest dużo cierpienia, bólu, strat. Choć są tu okruchy nadziei, większość tekstów jest o jakimś rozczarowaniu, a jednak odnajduję w nich witalność. Żywotność mówienia o tym, co trudne, pulsującą siłę rozczarowania. Zwiódł mnie słoneczny kolor okładki i uśmiech, środek jednak nie pozostawia złudzeń, a wspaniała Lisa Aisato oddaje klimat wyznań dorosłych przejmującymi ilustracjami. Biorę to wszystko, bo i to tym jest ten kawałek mojego życia. Fałszowanie go wmawianiem sobie, że jestem u progu wcale nie przybliża mnie do życia, jakim chcę żyć. Rozejrzenie się, zorientowanie w mojej drodze daje mi dużo więcej akceptacji i swobody w wyborach. Piękno dorosłości jest nie tylko w dostrzeżeniu ile mogę, ale też ile już nie mogę i ile już nie muszę. Opłakanie strat i ulga odrzuconych wymagań i oczekiwań przeplatają się jak historie dorosłych, które wypełniają tę książkę.
Nie wiem, jak doświadczasz swojej dorosłości, ale może także uważasz, tak jak autorka, że "łatwiej jest być dorosłym w towarzystwie innych dorosłych". Ja czuję się częścią wspólnoty tych, którzy mogą marzyć "i nic nie osiągnąć i być może nie ma nic lepszego" i uznają, że słodko-gorzki to wcale nie jest zły smak.