Dwunastoletnia Marinka, bohaterka najnowszej powieści Sophie Anderson, musi zmierzyć się z przeznaczeniem, od którego bardzo, ale to bardzo chce uciec. A przecież chęć odnalezienia siebie, swojej własnej ścieżki nie jest niczym złym.
Główną bohaterką powieści jest Marinka, która wraz z babcią mieszka w tytułowym domu na kurzych łapach. Warto doprecyzować, że jej babcią jest nie kto inny jak Baba Jaga — Strażniczka Bramy między światami, której codziennym zadaniem jest przeprowadzenie dusz zmarłych na drugą stronę.
Marinka jest już na tyle duża, by wiedzieć, że gdy jej babci zabraknie, to ona przejmie obowiązki, i to ona będzie odpowiedzialna za wszystkie dusze czekające na ostatnią drogę. Marinka jest również na tyle duża, by wiedzieć czego nie chce... Przyszłość, jaką zaplanowała jej Baba, przeraża i równocześnie sprawia, że dwunastolatka zaczyna się buntować. Marika chce być jak normalna dziewczynka, nie dopuszcza do siebie tej całej odpowiedzialności, która spoczywa na jej barkach. Ma za złe całemu światu, że tak jak inni nie może zawrzeć przyjaźni, nie może zostać na dłużej w jednym miejscu, a jej całe życie kręci się i nadal kręcić się będzie wokół innych. To główny motyw napędzający działania naszej małej bohaterki. Bazuje na nim cała fabuła, dzięki czemu czeka nas niecodzienna, pełna przygód i zwrotów akcji historia.
Anderson, oprócz wyraźnej, zadziornej, aczkolwiek zagubionej Marinki, stworzyła drugiego bohatera, na którym bazuje cała historia. Mowa tutaj o tytułowym domu na kurzych łapach. Jest to dom nieobliczalny, czasem wręcz bardzo ludzki. Autorka nadała mu cechy, poprzez które jesteśmy w stanie się z nim utożsamić, a nawet i zrozumieć. W tej opowieści to dom jest panem miejsca i czasu. To on decyduje, gdzie się zatrzyma, to on wybiera (sobie) odpowiedni moment na przeprowadzkę. Po prostu wstaje i biegnie przed siebie – do kolejnego punktu, gdzie zarówno on, jak i Marinka wraz z Babą będą bezpieczni.
Warto podkreślić, że autorka postawiła na narrację pierwszoosobową, co pozwala na poznanie myśli i uczuć Marinki. Wiemy jakie motywy nią kierują, jakie emocje żywi do otaczającego ją świata. Jesteśmy świadkami jej porażek i sukcesów. Anderson udowadnia, że jest w stanie wykreować postać bardzo skomplikowaną, która pod natłokiem wydarzeń w konsekwencji uczy się na swoich błędach.
Na uwagę zasługuje również oprawa graficzna książki. Wydawnictwo Young włożyło wiele serca, by książka prezentowała się tak wspaniale. Począwszy od okładki, przez wyklejkę a kończąc na pierwszych stronach każdego rozdziału. Tym samym wydawca zadbał, by wrażenia wizualne jak najbardziej szły w parze z zachwytem, który w moim przypadku pojawił się zaraz po skończonej lekturze tego tytułu.
Podsumowując, Dom na kurzych łapach to lektura niesamowita. Autorka dopracowała każdy fabularny szczegół, dzięki czemu czytelnicy dostali przepiękną historię opowiedzianą w niezwykły sposób. Anderson dała popis swoich umiejętności, w dziarski sposób przeplatając folklor magią i dużą dawką baśniowości. Dom na kurzych łapach to książka, która nie tylko skupia się na dążeniu do znalezienia wewnętrznego szczęścia, ale przede wszystkim stawia na siłę przyjaźni, rodzinnych więzów i szczerość uczuć.