Tak dużo chce napisać, że boję się, że pogubię się w wątkach. Zacznijmy zatem. Z Marią Rodziewiczówną spotykam się nie pierwszy raz. Jestem po lekturze Magnata czy Lata leśnych ludzi, jednak z tym tytułem spotykam się dopiero teraz. Zdecydowałam się na niego, ponieważ w zapowiedzi opisywany był jako powieść pokroju Nad Niemnem. Dodatkowo miejsce akcji – Żmudź – jest mi bliska (głównie jeśli chodzi o czytelnictwo). XIX wiek to też okres, który w historii literatury jest mi dobrze znany i ceniony przeze mnie. Wszystko zatem wskazywało, że muszę sięgnąć po ten tytuł autorki. Muszę też dodać, że w ostatnim czasie pojawiła się serialowa ekranizacja historii, która szybko zyskała rzesze fanów i stała się prawdziwym hitem. Doszło nawet do tego, że znajomi widząc tę książkę na mojej półce powiedzieli, że super serial. Ale co jeśli chodzi o książkę?
Głównym bohaterem powieści jest Marek Czertwan, który po śmierci ojca przejmuje jego obowiązki. Skrytość, małomówność i pokora mężczyzny nie pozwala mu się sprzeciwić losowi i zająć własnym życiem. Dodatkowo trudną sytuację potęguje fakt, że Marek nie dogaduje się z przyrodnimi braćmi i macochą. Jedynym przyjacielem mężczyzny staje się stary dąb o nazwie Dewajtis, co z litewskiego oznacza coś na kształt idola. Sytuacja bohatera odmieni na zawsze pojawienie się spadkobierczyni majątku, którym mężczyzna zarządza. Początkowo nie otwiera się na miłość, ponieważ nie chce żenić się jedynie z powodu majątku. Ciężka praca jednak popłaca nie tylko ostatecznym bogactwem, ale również ręką pięknej dziewczyny, zakochanej w nim po same uszy.
Jeśli historia Marka przypomina Wam bajkowego Kopciuszka, to chyba coś w tym jest. Tym razem mężczyzna musi pracować ponad nawet swoje siły i znosić uszczypliwości przybranej rodziny. Jak jednak uczą baśnie, trud popłaca nie tylko poprawą swego bytu, ale również ręką pięknej kobiety. To historia pozytywistyczna, która miała pokazać ludziom, że tylko wytrwałość i ciężka praca przyniesie upragnione efekty i da finalnie szczęście. Dąb ma tutaj wymowę symboliczną, jest tytułowym bohaterem, który nie mówi, ale staje się przyjacielem człowieka. Dzięki powrotowi do natury, człowiek może wszystko. Wpatrując się w silne, niezniszczalne drzewo, Czertwan sam pragnie tak postępować. Początkowo odrzuca wszystko, co dobre, nawet miłość jest dla niego zbyt egoistyczna. Jednak postępowanie zgodne z naturą i ustalonym porządkiem procentuje. Dobre życie jest wynikiem i nagrodą za trud pracy.
Bardzo podobała mi się narracja prowadzona przez Rodziewiczównę, ale muszę przyznać, że ja lubię klasykę i często do niej powracam. Przestrzegam jednak, że język autorki jest językiem XIX-wiecznym. Musimy przygotować się na archaizmy, przez które łatwo możemy się zniechęcić. Archaiczny jest też styl budowania zdań, sama składnia. Mnóstwo osób sięga po ten tytuł i się zawodzi, bo serial był fajniejszy. Otóż nie! To książka jest ciekawsza, ale trudniejsza w odbiorze właśnie przez język. Ja jednak zachęcam do zapoznania się z nią, ponieważ stanowi jednak klasykę polskiej literatury pozytywistycznej.
Jak zawsze wybieram do czytania wydania proponowane przez MG. Zachęca mnie do nich czcionka ułatwiająca mi czytanie, a także papier, który nie jest śnieżnobiały. Dzięki temu mogę czytać bez końca, a moje oczy nie cierpią. Polecam właśnie to wydawnictwo, ponieważ świetnie ,,odgrzebuje” klasykę.