Kamil Bałuk zaprasza nas we wspaniałą podróż do zamierzchłych lat 90, czyli do lat mojej świetności – kiedy wszystko wydawało się bardziej kolorowe, a moim jedynym problemem była trója z pszyry. Wszystkie wspomnienia z lat dziecięcych mam właśnie poprzetykane nienachalnym brzęczeniem telewizora w tle i teraz, z perspektywy lat, wspaniale było wrócić jako dorosły do tych postaci, programów, prowadzących, którzy stanowili to tło mojego dorastania.
Pan Bałuk prowadzi swoje rozmowy z ogromnym wyczuciem: gdy czytamy, nie czujemy, żeby rozmówcy byli mocno ciągnięci za język czy też przymuszani do odpowiedzi. Jest to o tyle niesamowite, że często właśnie problemem takich książek jest ewidentne poczucie, że rozmówcy zupełnie nie chcą być w prowadzonej rozmowie. Tutaj jest ogromna swoboda – każdy jeden gość rozlewa się wręcz ze swoim wspomnieniami i tym, jak zapamiętał lata 90 w polskiej telewizji.
Co ciekawe, miałem mocne poczucie, że mimo tej całej otoczki telewizyjnej, jest to bardziej książka o samej Polsce w tamtym okresie; pryzmat ekranu i jego bohaterów pozwala jedynie mocno nam się przyjrzeć jak wtedy wyglądało życie i nasz kraj – w którym aktor musi robić na 4 etaty i jeszcze szukać pracy w telewizji, żeby mieć pieniądze na utrzymanie domu. Doskonała soczewka, która skupia i zestawia ze sobą to, gdzie byliśmy i dokąd doszliśmy.
Poza tym wszystkim cudownie było się zanurzyć w opowieściach dobrze znanych osób i dowiedzieć się, jak wyglądało tworzenie od kuchni kultowych już produkcji, na przykład Miodowych lat albo programu Piraci.
Ta książka ma tylko jedną straszną wadę – jest za krótka, bo mój apetyt na więcej został rozbudzony bardzo mocno.
NA BOGA, WIĘCEJ PANIE KAMILU!!!